Obiad z szampanem
Miał dwanaście lat, gdy umarł ojciec. Na pogrzebie nowe buty otarły mu pięty, a biała, zapięta na ostatni guzik koszula zostawiła na szyi czerwony ślad i mnóstwo małych, ropnych krostek. Czerwiec był upalny, pocił się w ciemnej, przyciasnej marynarce.
To wtedy zaczął mieć problemy z cerą. Wągry pojawiały się na nosie, na czole, a nawet na policzkach.
Matka przestała głaskać go po buzi i poprawiać włosy. A włosy przetłuszczały mu się bardzo szybko, ale nie mył ich codziennie, bo musieli oszczędzać wodę. A może po prostu takie były zasady, że kąpiel bierze się tylko w soboty?
Pierre, jego przyjaciel (wtedy myślał, że Pierre jest jego przyjacielem. Jak się ma dwanaście lat trzeba mieć przyjaciela. Każdy ma kogoś o kim mówi, to jest mój przyjaciel) też miał pryszcze i posklejane, nieładnie pachnącym sebum,włosy. Ale Pierre się tym nie przejmował i włosy nosił długie, prawie do ramion. Ojciec Pierre’a jeździł motorem, nosił kucyk i skórzane kurtki, klął kwieciście i rozsiewał woń smarów, skóry i przetrawionego piwa. Klepał ich po plecach, aż zapierało dech, „bawcie się dobrze chłopaki” mówił i znikał gdzieś zostawiając za sobą srebrzystobłękitną smugę spalin.
Lubił Pierre’a. Lubił przesiadywać w jego oklejonym plakatami pokoju, w którym ciuchy walały się po podłodze, przepocone skarpety wypadały z szuflad biurka, a okruchy chipsów skrzypiały pod tyłkiem na, nigdy nie zaścielanym, łóżku.
Słuchali muzyki, o której jego matka mawiała „wyłącz tych wyjców, słuchać się tego nie da!”. Oni słuchali. Kaleką angielszczyzną śpiewali razem z solistami. Dysys diend, maj onli frend diend – zapamiętał, chociaż Pierre twierdził, ze to staroć. Pamiętał dreszcze przechodzące przez ciało. I jeszcze ten wieczór kiedy wygłupiali się, gadali o dziewczynach, a potem tańczyli przy jakichś „pościelówach„.Wygłupiali się. Po prostu się wygłupiali. „Łif or łidałt ju” grzmiało z głośnika magnetofonu… Pierre gładził się po ramionach, kręcił tyłkiem, robił głupie miny. Przytulił go i tańczyli przez chwilę objęci.
Potem były wakacje. A Pierre już nigdy się do niego nie odezwał tak naprawdę No chyba, że wtedy, na początku września. Razem z dwoma innymi chłopakami ze starszej klasy , gdy wyrzucił mu plecak przez okno. Wyśmiewali jego przykrótkie spodnie, mówili coś o „wodzie w piwnicy”, pluli na palce, żeby przygładzać włosy, wrzeszczeli, że „panienka ma nierówny przedziałek”, a na koniec zerwali mu okulary i rzucili nimi w ślad za plecakiem.
Nie potłukły się. Ucieszył się, że okulary nie popękały.
Potem musieli się z matką przeprowadzić. Niedaleko, ale wystarczająco, żeby zmienił szkołę. Nie szukał już przyjaciela. To Julia go znalazła. Przyczepiła się. Była strasznie gruba, brzydka i nie wiedzieć czemu uznała, ze noszenie szerokich kwiaciastych sukienek jakoś to zakamufluje. Wyglądała w tych sukienkach jak zaniedbany wiosenny trawnik, ale nie dała sobie w kaszę dmuchać. Sam widział, jak poradziła sobie z klasową pięknością, której wydarła z włosów kolorową spinkę razem ze sporym kosmykiem blond loków. A agresywnego chłopaka z trzeciej humanistycznej załatwiła klasycznym kopem w jaja. Potem uciekła, ale i tak pokazała, że łatwo z nią nie pójdzie.
Julia była (nadal jest) dużą dziewczyną i mimo tuszy całkiem sprawną. Uciekła zanim tamten zdążył się pozbierać.
Powiedziała, że chce zostać aktorką.
- Żartujesz! Ty?
Nie było to zbyt grzeczne, ale powiedział zanim pomyślał
- A tak, kurwa, ja! Założysz się?
Założyli się. To było trzydzieści pięć lat temu.
Julia była ważniejsza od matki. Julia dawała mu siłę, żeby z matką wytrwać, nie dać się pożreć. Spędzali całe godziny na rozmowach, czytali te same książki i rozmawiali o nich (kłócili się?), próbowała mu pokazać świat, jaki ona widzi, jaki ją zachwyca. Świat literatury, tekstów, które powtarzane nawet i milion razy mają w sobie prawdę. Ciągnęła go za sobą (ze sobą?) do greckich klasyków i starofrancuskich nudziarzy, odkrywała dla niego amerykańskich buntowników, brytyjskich kontestatorów i magiczny świat hiszpańskojęzycznych czarodziejów. Szedł za nią, z nią, dopóki miał siłę. Dopóki go to nie przerosło. Dostał zadyszki. Nie nadążał. Zatrzymał się gdzieś w pół drogi, ale ze świadomością, że ona, ta droga, prowadzi gdzieś dalej, że można nadal nią podążać.
Nie wróciła po studiach do La Ferte. Oczywiście, że nie. On tak. Matka go przekonała wygodą mieszkania, koniecznością opieki, zobowiązaniami, spokojną pracą. Wrócił. Pracował. Ona zniknęła gdzieś w wielkich miastach. Gruba, pewna siebie, agresywna Julia w kwiecistych sukienkach.
Dzwonili do siebie, mailowali, przesyłali sobie zdjęcia, śmieszne kartki, świąteczne życzenia. Dopóki żyła jej matka widywali się czasami latem, w czasie urlopów, jej wolnych dni.
Matka Julii zmarła na zator płucny sprzątając nocą siedzibę banku Societe Generale. Julia kazała ją skremować. Urnę zabrała ze sobą. Powiedziała, że pojedzie kiedyś na Martynikę i tam rozsypie prochy matki. Gdzieś na jakiejś ładnej plaży. Kiedyś. Na razie stoi na parapecie maleńkiego studia w Paryżu.
A potem przyszedł mail : „Założyliśmy się i przegrałeś. Pamiętasz? Obiad z szampanem w najdroższej knajpie Paryża” :) :) Zarezerwowałam stolik na sobotę. Czekam”.
Julia wróciła z Cannes z jakaś tam „palmą”, Julia udzieliła setki wywiadów, Julia chce z nim spędzić ten wieczór. Nie wierzył, że zostanie aktorką, założył się z nią, bo przecież Julia (?), taka gruba(?), córka sprzątaczki (?), Julia z La Ferte?
Matka grymasiła
- Ale to przecież utkniesz w tym Paryżu! I gdzie ty będziesz spał. A co ja tu zrobię sama w nocy? A jak zasłabnę? A nie może ona tu przyjechać do nas? Coś może dam radę ugotować, wiesz, że ja dla ciebie wszystko. Ale to ta gruba dziewczyna, której matka tak marnie skończyła? Ale po co ty się w to pakujesz?
Siedział w pociągu La Ferte – Paryż, tym bezpośrednim o 17.50, w torbie wiózł butelkę szampana (za trzydzieści pięć euro) i książkę, którą dostał na urodziny w 2008 roku, z dedykacją od Julii „ Przeczytaj to głupolu, może ci się jakaś klapka otworzy. Bisous Julia”. Szampana może wypiją razem, a książkę chciał jej tylko pokazać. I powiedzieć, że ta klapka… Ta klapka dopiero teraz zaczyna mu się otwierać. Ale co zamierza z tym zrobić na razie jej nie powie. Nawet jej. Nawet Julii.
Komentarze
Prześlij komentarz