Przeczytałam książkę
No przeczytałam. I nie wiem co z tym zrobić. Zdenerwowałam się. Człowiek się zawsze denerwuje, jak nie wie co ma zrobić. W 1965 roku byłam radosnym , hałaśliwym bachorkiem, biegającym na nieporadnych jeszcze nóżkach i wpychającym wszędzie ciekawskie paluchy. W 1965 roku Błażej wylał obrzydliwą zupę do wiadra na zlewki, wyszedł przed dom i zobaczył wiszącą na gałęzi drzewa Jadwigę. Pewnie nie do końca jeszcze trzeźwą, chyba wreszcie uśmiechniętą, a na pewno zupełnie martwą. W 1988 roku mój syn miał roczek i niechętnie przestawiał się z mleka Bebiko na ryżowe kaszki. W 1988 roku pięcioletnia Agata wieszała z matką pranie na zakurzonym strychu kamienicy na Woli. Gdyby wydarzenia w książce osadzone były w jakimś innym czasie, może zdenerwowałabym się mniej. Może nie robiłabym analogii do własnego życia? A tak - przeliczam, usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy robiłam, gdzie byłam. Ja, moi bliscy, moi znajomi. Podróżuję w czasie, porównuję, denerwuję się. Niejedno lato spędziłam na Mazura