Posty

Wyświetlam posty z etykietą Wydawnictwo Oficynka

Toksycznie

Obraz
     Coś żre moje róże. Niby wybujałe, kwitną całkiem nieźle, a jednak coś im zżera liście. Zrobiły się dziurkowane takie. Nawet ładne te dziurki. Okrąglutkie. Ale jednak nie wygląda to zdrowo. Trzeba by czymś popryskać, czy jak? A grusza znowu ma tę chorobę, co takie rdzawe plamki się robią na liściach. Gruszkę wypatrzyłam jedną. Może zdąży dojrzeć? Trzeba by o tej chorobie coś poczytać, może to się da jakoś... czymś... ?  Chleb się skończył. Trzeba by skoczyć do piekarni zanim zamkną. Kawę tylko dopiję.... Któraż to godzina? A! No trudno! Nie muszę dziś jeść chleba.     Każdy spacer po ogrodzie, każde przeglądanie poczty, prawie każda rozmowa telefoniczna, wertowanie zapisków w kalendarzu (tak, używam. Bez niego całkiem bym się pogubiła), skutkuje jakimś "trzeba by" Mówią, że to jesień. Możliwe, bo skąd by się wzięło to "trzeba by", albo to drugie - "trzeba było"? Bo , na przykład maliny takie wielkie, że kładą się pod własnym ciężarem. Trzeba było, chol

Przeczytałam książkę

Obraz
 No przeczytałam. I nie wiem co z tym zrobić. Zdenerwowałam się. Człowiek się zawsze denerwuje, jak nie wie co ma zrobić. W 1965 roku byłam radosnym , hałaśliwym bachorkiem, biegającym na nieporadnych jeszcze nóżkach i wpychającym wszędzie ciekawskie paluchy.  W 1965 roku Błażej wylał obrzydliwą zupę do wiadra na zlewki, wyszedł przed dom i zobaczył wiszącą na gałęzi drzewa Jadwigę. Pewnie nie do końca jeszcze trzeźwą, chyba wreszcie uśmiechniętą, a na pewno zupełnie martwą. W 1988 roku mój syn miał roczek i niechętnie przestawiał się z mleka Bebiko na ryżowe kaszki.  W 1988 roku pięcioletnia Agata wieszała z matką pranie na zakurzonym strychu kamienicy na Woli. Gdyby wydarzenia w książce osadzone były w jakimś innym czasie, może zdenerwowałabym się mniej. Może nie robiłabym analogii do własnego życia? A tak - przeliczam, usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy robiłam, gdzie byłam. Ja, moi bliscy, moi znajomi. Podróżuję w czasie, porównuję, denerwuję się. Niejedno lato spędziłam na Mazura

Bóg tak chciał, że Arek napisał

Obraz
  W niewielkim Joyeuse, zagubionym gdzieś tam w Ardèche mieszka sobie ze swoim psem Freyem Arek Gieszczyk . Nigdy nie byłam w Joyeuse, ale zapewniam, że w Ardèche wszystkie miejscowości są odrobinę zagubione, więc ta, na pewno, też. Arek, raczej zagubiony nie jest , chociaż miałby szansę, bo deklaruje w wywiadach, że bardzo lubi podróżować rowerem, a Frey jeździ z nim, bo to pies nie byle jaki, tylko belgijski owczarek te r vueren. Z tego co wiem one są wściekle energiczne i lubią mieć coś konkretnego do roboty, więc dla Freya, te wojaże to sama przyjemność. Oprócz rowerowych podróży Arek Gieszczyk zajmuje się również pisaniem i jego pierwsza książka ukaże się wkrótce w Wydawnictwie Oficynka. Udało mi się przeczytać ją jeszcze przed premierą, a nawet przed świętami i teraz nie wiem, czy to był dobry pomysł, b o ta cholerna książka omal nie popsuła mi świąt . Nazywa się „Bóg tak chciał”. Autora już znacie, a okładkę (świetną!) zrobiła Magdalena Zawadzka. Wystarczy p