Narodziny bohatera


To był długi poród. Kilkuletni. W sumie niebolesny, ale rozciągnięty w czasie do niemożliwości.
Pierwsze ruchy, maleńkiego jeszcze, płodu poczułam około 2010 roku, kiedy to zmuszeni różnymi okolicznościami objeżdżaliśmy całe połacie północnej Francji w poszukiwaniu domu, który nadawałby się do zamieszkania
i nie zrujnowałby nas doszczętnie.
Wymagania mieliśmy niewygórowane: niechby nie kapało na głowę, niechbyśmy się jakoś pomieścili, no i do pracy żeby nie trzeba było jechać dłużej niż godzinę.
Naoglądaliśmy się. Najeździli. Nazwiedzali.

Francuskie wsie mają zwartą zabudowę i oddalone są od siebie średnio o 10-15 kilometrów. Dzielą je połacie pól, albo lasów, albo jednego i drugiego co daje wrażenie kompletnej izolacji. A każda wieś to zamknięty światek. Ze swoim merem, szkółką dla najmłodszych dzieci, ze swoją elitą, pielęgnowanymi tradycjami, każda wyposażona w swoich dziwaków i oryginałów.
Te bliżej Paryża i innych większych miast częściej przypominają developerskie osiedla z domkami (zwanymi tutaj pawilonami) budowanymi pod sznurek, bardzo do siebie podobnymi. Ale im bardziej zagłębia się człowiek w tę „prowincję” tym łatwiej o prawdziwe perełki.
To w końcu najstarsza część Francji. Serce Francji. Cała jej historia.
Katedry, zamki, kamienne farmy z daleka wyglądające jak budowle obronne (a być może część z nich kiedyś taka rolę również pełniła), mury i baszty, kościoły, klasztory i wąskie uliczki miasteczek z domami liczącymi sobie po kilkaset lat.
Rożne odcienie szarości murów, kamień cięty, kamień łupany, grafit lub czerń łupków na dachach,
albo czerwień dachówek.
W takim miasteczku człowiek czuje się czasami, jak na planie filmu.
A jak do tego dodamy trzaskanie zamykanych po zmroku okiennic, cień
zalegający w zaułkach i odgłos kroków na bruku, to aż się prosi jakaś pikantna zbrodnia gdzieś w tej, albo tamtej uliczce.
Sceneria narzuciła się więc sama. A co z bohaterem? Policjant? Dziennikarz? Super szpieg? Piękna, dynamiczna kobieta? A może autor kryminałów?
Czemu nie, ale jedno było pewne – to nie może być nikt młody. Bo te miasteczka, to miasteczka staruszków. Świat emerytów. Cicho i powoli umierający świat, który nie znosi młodości. Nie ma jej nic do zaoferowania, a nawet się jej trochę boi, bo młodość jest taka hałaśliwa i taka wymagająca!
No więc ustalone- emeryt.
Dlaczego Olovski?
Sporo tu polskich nazwisk. Na nagrobkach wiejskich cmentarzy, ale i w książkach telefonicznych. To przeważnie stara emigracja. To ci którzy pracowali w kopalniach Pas-de-Calais, a kryzys lat trzydziestych XX w rozproszył ich po kraju, albo około wojenni wędrowcy, którzy Pikardię wybrali na swoje miejsce do życia. Ta nowsza, zarobkowa trzyma się wielkich ośrodków miejskich.
Nazwiska czasami zmieniły już pisownię, żeby ułatwić wymowę trudnych głosek, albo zachowały
pisownię, i wtedy brzmią dla polskich uszu dziwacznie.
Dlaczego Serge?
To imię (wym. serż) zdobyło sobie jakąś niewytłumaczalną popularność w latach 40-50 XX wieku wśród emigracji polskiej, rosyjskiej, a chyba i z
innych krajów również. Z upodobaniem nadawano je chłopcom przychodzącym na świat w pierwszym i drugim pokoleniu emigrantów. Znam osobiście kilku najprawdziwszych panów Serge’ów z nazwiskami Kusiak, Jablonski, Malcik (Malczyk?), których rodzice, lub dziadkowie przyjechali z Polski i Czech.
Mam więc już Serge’a Olovskiego, emeryta. A pozostałe cechy? Charakter, wygląd, przyzwyczajenia, przeszłość?
Cóż, potem Serge zaczyna żyć własnym życiem. Cierpi na podagrę lub wzdęcia, nabiera ciała, albo chudnie, zdradza żonę, albo za dużo pije…
Aż któregoś dnia wiadomo, że to na pewno on. Taki właśnie powinien być. Z takim a nie innym zarostem, z przeszłością, którą doskonale znam i
upodobaniem do takich, a nie innych potraw, czy napojów.
Wtedy dopiero można usiąść i zacząć pisać.


Komentarze

  1. a może to przejaw rusofilii lub historii również rosyjskiej, malcik - to chłopiec ,Sergiej=Serż....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę rusofilii w tej modzie jest na pewno. Fascynacja Wielką Rosją nieźle się trzyma od czasów białej emigracji (słynne "bistro", które przyjęło się we francuskim), a może nawet od Napoleona ;-) . Ale moda na imię Serge minęła. Sacha (dla chłopców i dla dziewczynek), czy Natacha, ciągle się pojawiają, natomiast najmłodsi Serge to raczej panowie dobrze po czterdziestce. Vot żizń takaja.
      Pozdrawiam Unknow. :-D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie