Odpocznijmy trochę





Pamiętam taki dzień, kiedy nie bacząc na zapadające ciemności (zima była, albo późna jesień) musiałam się wziąć za odkurzanie. Unikam, jak ognia takich deprymujących aktywności, ale tu, widać konieczność była wyższa. Pewnie dzieci przez dom przemknęły, pies wyjątkowo liniał, albo goście jacyś się zapowiedzieli.
Telewizor sobie włączyłam, dla poprawienia humoru i buczę, zezując od czasu do czasu na ekran. A trzeba dodać, że mój odkurzacz wyje tak, że przy nim piła łańcuchowa sąsiada wydaje z siebie ledwo słyszalny szmer.
Buczę i zezuję, ale coraz
częściej zezuję, bo w telewizorze jakieś migawki z koncertów Led Zeppelinów, na zmianę z sielankowymi obrazkami francuskiej prowincji. Wyłączyłam w końcu odkurzacz i oglądam.
To był reportaż o działalności zespołu muzycznego założonego przez pensjonariuszy domu starców (po francusku brzmi to jakoś lepiej - maison de retraite). No i fajnie. Założyli sobie ludzie zespół i zamiast śpiewać pieśni biesiadne grali kawałki Zeppelinów. Tylko,
że pani dziennikarka (wczesna trzydziestka, albo dobrze wyklepana czterdziestka) tak się tym zachłystywała, jacy to oni młodzi duchem, jakie to niesamowite, że taką muzykę grają, jakby co najmniej zorganizowali wyprawę z chodzikami na K2 (zimą).
Słucham, liczę i myślę sobie – dziecko, czy ty wiesz co mówisz? Przecież to ich muzyka, z „ich” czasów. Co mają śpiewać?
Maurice’a Chevalier’a na zmianę z Piafką?
Jakoś tak to jest, że nie możemy się nauczyć traktowania starych ludzi, jak ludzi. Tworzymy osobny podgatunek. Mówimy zdrabniając wyrazy i traktujemy jak nierozgarnięte dzieci.
Przesadzam trochę, ale jest taka skłonność, pewnie jako skutek mody na wieczną młodość, niezbywalną urodę i ogólne infantylizowanie życia.
Więc tak – to że Olovski jest emerytem z reumatycznymi bólami stawów, a Ewa Wolny wiosenną świeżość też już dawno ma za sobą, to również skutek
mojej osobistej przekory do takiego podejścia.
No i wiek, tak pięknie wymusza pewne spowolnienie, uwalnia od najróżniejszych zobowiązań, pozwala nabrać dystansu.
Nie musi się już nigdzie pędzić, nie trzeba się już tak bardzo starać – chociaż oczywiście -można.
Olovski nie biega z Glockiem po dachach pędzących wagonów, nie kopie w …, no, w kolana złoczyńców i nie ściga się samochodami, bo by mu w krzyżu łupnęło, a i Ewa też nie jakaś super-women. Więc tak sobie łażą, gadają, podsłuchują, kombinują i jakoś w końcu udaje im się wpaść na to kto, komu i dlaczego krzywdę zrobił.
Że za wolno? Że akcji nie ma?
Ludzie, odsapnijmy trochę. Akcję to wy macie na co dzień, w pracy, w domu,
dzieciaki dają w kość, terminy gonią…
Lato jest. Słońce. Wakacje niektórzy mają. Historie Olovskiego proponuję poczytać dla odpoczynku. Nie śpiesząc się.
No i wiem już, że pierwsza książka ukaże się w połowie sierpnia. I będzie wyglądała tak:

Komentarze

  1. Pięknie to napisane. I jakie bliskie mojemu jestestwu 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyż to jestestwo miało imię! Inicjał choćby! Pseudonim! Bo jak dotąd na blogu rozmawia ze mną tylko Unknow, a ja nie znam człowieka :-D

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie