Stary człowiek i może
Pyta mnie znajomy, a dlaczegóż to ja tak późno zaczęłam pisać? Raz i drugi, ten znajomy, lub inny. Pytania się powtarzają częściej, odkąd pierwsza książka z historiami Serge’a Olovskiego pokazała się w druku.
No
i co ja mam na to odpowiedzieć? Sama nie wiem. Jakoś tak
wyszło.
Poza tym, to nie prawda, że zaczęłam późno, tzn.
dopiero teraz, tzn w sześćdziesiątej (no, prawie!) wiośnie życia.
Przecież ja całe życie coś piszę. Odkąd zgłębiłam tajniki
„Elementarza” Falskiego, zeszytów „w dwie linie”, świecowych
kredek i rysowania „szlaczków” za karę – piszę cały czas.
W
pacholęctwie moich dzieci popełniałam
książeczki dla nich, które spotkały się z całkiem niezłym
odbiorem. Niestety głównie w gronie rodzinnym. Odbiór wydawców
był mniej entuzjastyczny. Pamiętam opinię jednej z pań
redaktorek, która skarciła mnie surowo za straszenie dzieci i
odesłała do kąta z argumentem (w ostatniej linijce pisma) nie do
odparcia: „Ja bym moim dzieciom czegoś takiego nie
przeczytała,”
A ja swoim czytałam i zapewniam was – nie
ślinią się, nie moczą w nocy, nie jąkają, a z otaczającą ich
rzeczywistością radzą sobie całkiem nieźle. (nie muszę dodawać,
że rzeczywistość, jak to rzeczywistość, czasami niemiłosiernie
skrzeczy.) No,
OK, czasami któryś zaklnie, ale i tak w te klocki jestem lepsza –
kwestia treningu chyba?
A i książkę do tej pory pamiętają, co mnie, oczywiście,
mile łechce.
Rzecz była o myszce Zuzie, wyrzuconych na strych,
starych zabawkach z
jednookim misiem
Paskudą, wierzącym ciągle w miłość i ukrywającym przed
wszystkimi niebezpieczny ubytek trocin, który
Zuzę pokochał (z wzajemnością).
I tak sobie na tym strychu
żyli, przeżywali różne przygody, ale dzieci pani redaktor
dostawały od tego traum, więc jako autor literatury dziecięcej się
nie sprawdziłam.
Potem
pisałam różne utwory, głównie takie zaczynające się od :
„Zwracam się z uprzejmą prośbą”, a kończące na: „Za
pozytywne rozpatrzenie mojej prośby z góry serdecznie dziękuję”
I, no tak, te miały swoich czytelników. Autografy szły jak woda,
teksty
były wnikliwie analizowane, nawet wywiady się zdarzały, ale takie
bez publiczności.
Potem
człowiek coś tam skrobał, ale żeby tak od razu ludziom pod nos
podtykać?
Do tego trzeba dojrzeć.
Albo….
Albo
zrobić tak jak ja, tzn: uświadomić sobie, że cholera, kalendarz
mi się kończy!
Zegarka potrzebuję jakiegoś większego, bo na
tym moim, malutkim, czas tak zasuwa, że nie nadążam...
Więc
teraz, albo nigdy. Wybrałam teraz.
Pamiętacie stary dowcip o tym kiedy tak naprawdę zaczyna się życie?
Na
pewno pamiętacie,
ale i tak go przytoczę, bo uwielbiam zadręczać wszystkich starymi
dowcipami.
Otóż , według katolików, życie zaczyna się
kiedy plemnik spotyka komórkę jajową.
Według protestantów,
życie zaczyna się kiedy rodzi się mały człowieczek.
A
według Żydów, życie zaczyna się kiedy pies zdechnie, a dzieci
pójdą na swoje.
Opowiadała
mi to moja przyjaciółka (Żydówka), dawno temu, kiedy nasze dzieci
powoli wyfruwały z gniazd. Jej pies już dawno nie żyje, mój ma
się nieźle (jak na jego lata). Ale czekać nie nie
mam zamiaru.
Coś tam usłyszałam, coś tam widziałam, coś
tam przeczytałam – czas zacząć życie. Można
już próbować pisać.
Bo młodość nie daje gwarancji sukcesu
(cokolwiek „sukces” miałby oznaczać).
Hm…,
starość niby też nie, ale zawsze, większy ten bagaż doświadczeń,
większy dystans do siebie i świata, większa odporność na ciosy,
skóra grubsza i oczekiwania mniejsze… I walczyć już nie chce się
z ludźmi, z przeciwnościami, z ambicjami.
Już się wie, że
śmieszny ten świat. Taki sieriozny, uff, poważny, groźny. Oj
tam.
Poszłam
po południu do ogrodu, przejść się po zbrązowiałej
szeleszczącej trawie (bo tu u nas z tą suszą, to nie ma żartów!).
Bzyczą sobie radośnie pszczółki, szerszenie azjatyckie, ważki
jakieś takie skołowane – OK koniec lata.
Plony jesienne,
myślę, zbiorę.
No i zebrałam.
Całość. To wszystko!
I
wszystko się zgadza; jabłoń urodziła jabłko, a grusza gruszkę.
I to na tyle. Obie dopieszczone, sadzone dwa lata temu. No, młode,
po prostu. Macie to na zdjęciu.
I co ja zrobię z tym urodzajem?
No cóż, jabłoń urodziła jabłko, grusza urodziła gruszkę, góra, urodziła mysz, Eliza Veinard urodziła Serge’a Olovskiego.
Jakieś pytania?
Komentarze
Prześlij komentarz