Zwierzenia w trzech punktach, prozą

 

1. Pies obudził mnie dziś o piątej (!) rano, bo uznał, że dochodzące zza okna odgłosy są podejrzane i mogą stanowić zagrożenie. Właściwie miał rację. To była hydrauliczna „zwyżka”, na której balansował odziany w pomarańczową kamizelkę pracownik merostwa i zawieszał świąteczne lampki nad naszą main street. Zaczęło się! Teraz będzie wszędzie błyskać, świecić i łajtkristmasić.



Fajnie, że będą święta, przynajmniej człowiek w domu trochę posiedzi. Filmów się naogląda ze skrzatami, górskimi pejzażami w śniegu, Mikołajami i happy endami.
Konkurs na najpiękniejsze świąteczne dekoracje merostwo ogłosiło. Mam szanse - róże kwitną, aksamitki kwitną – sreberka po czekoladkach się dorzuci – będzie pięknie i trendy. Naturalnie i z recyklingiem.
Ale co tam, niech świecą te światełka, może to jednak nastrój ogólny poprawi i ilość powszechnej złości, pogardy, strachu i niepewności zmniejszy się chociaż
na jakiś czas.

2. „Wpuścić chłopa do biura, to atrament wypije”- mawiał mój dziadek i nie ważne czy o płeć chodziło, czy o klasę społeczną. Dziadek człowiek był przedwojenny, ale urzędów międzyepokowo nie lubił, a powiedzeniem tym mnie strofował, jak coś sknociłam z niewiedzy i głupoty. Na przykład graficzną stronę bloga chciałam poprawić, żeby zdjęcia jakoś ładniej pokazywać. Linki do innych stron, żeby podświetlało i żeby działały. Takie tam kosmetyczne poprawki mi się zamarzyły. No to mam! Poprawki umiarkowanie się udały, za to postów kilka sobie znikłam. Nieodwołalnie.
Mówię wam, on żyje własnym życiem, ten komputer! A już internet to bardziej jest nawet narowisty, niż mój pies. I podobnie, jak mój pies potrafi mnie niekiedy czymś zaskoczyć.
Ostatnio, na przykład obdarował mnie panem Eugeniuszem. Pan Eugeniusz pisze do mnie czasami, żeby mnie za różne rzeczy złajać, zdyscyplinować i przede wszystkim skarcić, że nie kupiłam jego (pana Eugeniusza) książki!.



Postać jak najbardziej realna, książka istnieje, a pan Eugeniusz dodzwaniać się nawet czasami próbuje, chyba żeby dosadniej upust dać emocjom.
Przyznaję się, że wiedziona ciekawością, odpisałam panu Eugeniuszowi kilka razy. Oj smutne to. Taka samotność, poczucie niespełnienia i zagubienie powodujące agresję.
Jeśli w którejś kolejnej części Olovskiego spotkacie kogoś
takiego, to podobieństwo będzie absolutnie nie przypadkowe.

3. Wczoraj odesłałam do wydawnictwa tekst po pierwszych poprawkach. Musiałam! Jeszcze trochę i pokonałby mnie. Ech, jak dobrze mają autorzy, którzy potrafią być zadowoleni z tego co napisali (są tacy?) Chyba już mogę zdradzić, że będzie się to nazywałoTrzy razy dziennie przed jedzeniem”. Jeszcze długa droga zanim książka się ukaże, ale chwilowo mogę odetchnąć i skupić się na kończeniu czwartej opowieści o komisarzu. Bo ja człowiek-latarka jestem. Tylko jedną rzecz na raz mogę i dopóki te poprawki nade mną wisiały, wszystko inne jakoś nie szło!
I teraz wreszcie wrócę do pisania. No chyba, że…
Bo wiecie, jak tak siedziałam nad tymi poprawkami i najczęściej używanym klawiszem był „delete”, to przyszedł mi
do głowy pomysł na opowiadanie. Prawie kryminalne. Mroczne i przygnębiające z Delete w roli głównej!
Ech, żeby tak doby dłuższe były!


I pomyśleć, że pan Eugeniusz na samym początku naszej „znajomości” oznajmił: „...A zycie pani znam z autopsji ...większość seniorow to narzekacze i oboboki” (pisownię zachowałam oryginalną)
Rozgryzł mnie,
spryciarz!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie