Przeczytałam książkę

 No przeczytałam. I nie wiem co z tym zrobić. Zdenerwowałam się. Człowiek się zawsze denerwuje, jak nie wie co ma zrobić.


W 1965 roku byłam radosnym , hałaśliwym bachorkiem, biegającym na nieporadnych jeszcze nóżkach i wpychającym wszędzie ciekawskie paluchy. 

W 1965 roku Błażej wylał obrzydliwą zupę do wiadra na zlewki, wyszedł przed dom i zobaczył wiszącą na gałęzi drzewa Jadwigę. Pewnie nie do końca jeszcze trzeźwą, chyba wreszcie uśmiechniętą, a na pewno zupełnie martwą.

W 1988 roku mój syn miał roczek i niechętnie przestawiał się z mleka Bebiko na ryżowe kaszki. 

W 1988 roku pięcioletnia Agata wieszała z matką pranie na zakurzonym strychu kamienicy na Woli.

Gdyby wydarzenia w książce osadzone były w jakimś innym czasie, może zdenerwowałabym się mniej. Może nie robiłabym analogii do własnego życia? A tak - przeliczam, usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy robiłam, gdzie byłam. Ja, moi bliscy, moi znajomi.
Podróżuję w czasie, porównuję, denerwuję się.

Niejedno lato spędziłam na Mazurach, ale nigdy nie mieszkałam w Warszawie. Och (jak dobrze!) i moje dzieci nigdy nie bawiły się pod trzepakiem z kolegami z sąsiedniej klatki. A! I rodzinę mamy zdecydowanie mniej liczną!

Po co ja szukam tych różnic?
No bo przecież muszę się jakoś od tego oddzielić. Nie mogę mieć z tą książką nic wspólnego!

Nie może przecież tak być, żeby jakieś słowa, wydarzenia, podsłuchane rozmowy, podpatrzone sceny poraniły moje dzieci, albo (jeszcze wcześniej) mnie.

Książka jest bardzo intymna. Intymna, aż do (chwilami) zażenowania. Męczy, jak niechciane zwierzenia, albo ciężki, powracający, niepokojący sen.

Nie chcę tego słuchać! Nie chcę, żeby to był mój sen (albo sen moich bliskich). W ogóle nie chcę już słyszeć o tej książce, bo ...

Bo jak nie, to trzeba będzie przyznać, że leziemy przez życie, jak te ślepe hipopotamy, tratując po drodze wszystko i wszystkich, i nawet tego nie zauważamy.
Jak nie, to trzeba będzie nazwać różne rzeczy po imieniu. Również takie małe "nieważne" drobiazgi. Zmierzyć się z nimi. Nauczyć się je rozumieć.
A to zawsze denerwuje.



Uśpieni
Beata Kołodziejczyk

Wydawnictwo Oficynka
Gdańsk 2021

 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie