Takie tam, nic ważnego

Jakaś ta wiosna taka niemrawa i niezdecydowana. Wpadła na moment. Narobiła zamieszania. Coś tam zakwitło, coś z ziemi wylazło. Zaskrońca wypłoszyłam (zupełnie niechcący), obdzierając bluszcz z muru. Ptaki się jakieś pokazały, zimą nieobecne - już było dobrze. Powiało ciepełkiem i nadzieją na lepsze czasy.


 

A teraz znów w telefonach z Polski, licytujemy się, kto ma gorzej: tu zimno, ale tam mokro, tu leje, ale tam mrozi - i tak na zmianę. A prognozy pogody mają większą oglądalność niż seriale.
Połowa kwietnia, a jedyne miejsce gdzie jest gorąco, to media społecznościowe. Aż strach tam wchodzić. Ludzie się kłócą o najdziwniejsze rzeczy. Szczepienia, ograniczenia, kuchnię, politykę, filmy, kwiatki, książki...

Ostatnio z zafascynowaniem czytałam wymianę zdań na temat sposobów parzenia kawy. Coraz gorętszą (dyskusję, nie kawę), coraz bardziej zajadłą. Zaczęło się niewinnie, od zdjęcia filiżanki z ciemną, parującą zawartością. Autorka opisała, jak sobie ten napój przyrządziła, ktoś napisał komentarz, że on przyrządza inaczej, ktoś, że on jeszcze inaczej. A potem ktoś jeszcze inny stwierdził, że najbardziej poprawnie, jest w sposób taki, a taki, ktoś następny ostro to oprotestował. I tak to rosło i pęczniało. Burza w filiżance kawy. Temperatura rosła, emocje rosły, ilość komentarzy rosła.

To pewnie skutek tego zamknięcia. Ponad rok niepewności, ponad rok ograniczeń, bałaganu, strachu.

Można odnieść wrażenie, że ci sami ludzie, którzy zarządzają gospodarką i naszym zdrowiem, wzięli się teraz za pogodę: kwiecień jest - dajemy wiosnę, albo nie, niech jeszcze trochę pośnieży, albo - niech już kwitną te kwiatki. Albo może ociupinkę przymrozków?

Nerwy puszczają, a życie przenosi się do internetu.

Pracujemy, uczymy się, bawimy, prowadzimy życie towarzyskie, bywamy na koncertach, wystawach, wykładach - wszystko w internecie. Nawet słoneczne, ciepłe dni można sobie przecież pooglądać na zdjęciach w internecie. Facebook sam przypomni - "twoje wspomnienie sprzed dwóch lat... bla, bla, bla" - edit i mamy wiosnę na monitorze.

A na tę tegoroczną, na razie patrzę przez okno. Czekam. Co innego można zrobić?

Czekam też na wieści z wydawnictwa. Ruszyły prace nad okładką. Mogę zdradzić, że będzie... inna. Na razie tyle. Jak dogadamy szczegóły, to się pochwalę.

A żeby nie czekać bezczynnie, podglądam w internetach, jak to się robi z tą promocją. No bo przecież tylko internet pozostaje. Autorzy w internecie pokazują swoje książki, w internecie spotykają się z czytelnikami, w internecie udzielają wywiadów i przez internet usiłują te książki sprzedawać.
Ciekawe, czy dojdzie do tego, że trzeba będzie publikować tylko w internecie? Rozdział dziennie? Na Facebooku z przypisami, na Instagramie z ilustracjami, a na Twitterze spis treści? Jakoś tak. 

Pisarze z dużym stażem i dorobkiem mogą sobie pozwolić na komfort rzadszego pokazywania się w mediach (społecznościowych). Pewnie wychodzi to z korzyścią dla ich następnych książek.
A debiutanci? Podglądają się nawzajem, z zapałem opowiadają, jak tę swoją książkę pisali, jak wpadli na pomysł i jak, od dziecka, marzyli żeby pisać. Wspierają się, albo wyzłośliwiają na tych "innych", pokazują więcej, albo mniej z życia osobistego, fotografują ze swoimi książkami, z kotami, psami, dziećmi, kwiatami, lub "na tle". Czasami puszczają muzykę, albo recenzują książki innych debiutantów. Pełen wachlarz możliwości, pełen internet promocji.


 

Patrzę na tę niby wiosnę (przez okno), skroluję Facebooka do samego końca, podglądam "lajfy" ze znanymi i nieznanymi, słucham podcastów (raczej ze znanymi, nieznani chyba wolą "lajfy"), szukam opinii na Lubimy czytać.

Podobno od połowy maja będę mogła wypić kawę na tarasie, podobno będę mogła oddalić się od miejsca zamieszkania na odległość większą niż 10 kilometrów, podobno szczepią (gdzieś, kogoś, czymś), podobno Belgia poluzowała możliwość przejazdów przez granicę, podobno ten brazylijski najgorszy, podobno w przyszłym tygodniu ma przyjść ocieplenie.

A książka? Pisze się. Ale jakoś tak niemrawo. Muszę najpierw coś wrzucić na fejsia.



  


	
	
	
	


 



 


	
	
	
	


 






	
	
	
	







	
	
	
	


	
	
	
	
 



  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie