Czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy

 


Dom stoi tuż nad potokiem. Ma zielone, kamienne posadzki, okna wychodzące na zieleń i trochę na niebo.
Dom ma piec, który ociupinę kopci, bo już stary, ale daje dobre, drzewne ciepło.
Dom miał kiedyś nierówne ściany z niezdarnych tynków i murki z czerwonej cegły, między którymi chowały się garnki i patelnie.
Na ścianie wisiał młynek do mielenia kawy. Z korbką. Porcelanowy pojemnik, malowany w kwiatki, przechowywał ziarna.
Z belki pod sufitem zwisała złota klatka, a w niej kolorowy, drewniany ptaszek. Nie trzyma się przecież w klatkach żywych ptaków

    Ale to było kiedyś. Potem przyszli ludzie, którzy wygładzili ściany i zburzyli ceglane murki. Chcieli, żeby było nowocześnie, gładko i błyszcząco.
Potem przyszli inni ludzie. Przychodzili i odchodzili. Budowali i niszczyli, upiększali i zaniedbywali, a dom trwał. Ze swoimi zielonymi podłogami, oknami wpatrzonymi w niebo i korony drzew.

    A jeśli wyjść przez ganek, nierówną kamienną ścieżką dojść nad brzeg i wędrować pod prąd, to potok zaprowadzi do doliny. Dolinki właściwie, bo to maleństwo w porównaniu z alpejskimi dolinami, gdzie lodowce ciągle żyją, lub właśnie na naszych oczach umierają.
Ale ona też ma swoją siność, swoje mgły, zielenie i mroki, a nawet swój maleńki wodospad.

    I są też inne doliny, inne domy, ze światłami w oknach, z ludźmi na tle świateł. Są psy, które trzeba karmić, albo uspokajać i jest ciało.
O ciele dużo, bo ono przecież wszędzie (o tu), boli, lub tylko się przypomina, albo pięknie istnieje. Bo, na przykład dłoń z papierosem, albo biel zębów, jakoś w ciemności (nocą i morze). Morze też jest. I rzeki.
Miejsca, miejsca, miejsca.
I zmiany. Czasami ciche, powolne,  czasami w ogniu, albo potężnie nieustępliwe, jak te, które żłobi Mer de Glace.

No i wiedziałam, że polegnę. Bo jak opisać Tę Książkę?
Technicznie, proszę bardzo:


Tytuł: Mer de Glace
Autor: Małgorzata Lebda
Projekt graficzny i skład: Joanna Skrzypiec-Żuchowska
Wydawnictwo Warstwy
Wrocław 2021

Można dorzucić ilość stron (50) i nadmienić, że okładka jest piękna, z fakturą, po której chce się wodzić palcem. Byle nie zabrudzić, bo biel papieru aż świeci, jak biel lodowca.
Ale treść?!

Rzeczą zmysłów bywa przechodzenie w słowa.
One bywają jak te: kasztan, kardamon, kreda,
kurwa; bywają też nazwami rzek Bieła, Ob

I dalej, ostatnie wersy tego samego wiersza (Geografia):

Ej, patrz-dłoń, która krąży
wokół skóry; kory; futra,
i nigdy nie ma dość.

    Więc tak to właśnie jest. Bo rzeczą słów bywa czasami (o tu) przechodzenie w zmysły, obrazy, uczucia, światło i kolory. A też zapachy, wspomnienia i lęki.
I to wszystko tu jest, na tych 50 stronach. I jeszcze więcej.

    Ten książkowy klejnocik trzeba mieć. Wodzić palcem po wypukłościach okładki (tylko nie upaprać) i zanurzać się w tym wszystkim.
Dziękuję Małgosi Lebdzie za tę książkę, bo dzięki niej świat stał się o 50 stron lepszy (piękniejszy? mądrzejszy?). I dziękuję za następne [...] czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy na głos; praca (bo ona się nie kończy);[...]


 

Bo będą następne prawda? Wszystko jedno, jak to wszystko się poukłada, będą przecież następne.


  

 
 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie