SKROMNIUTKO

 

 


Jak to się jednak świetnie składa, że dziś nie mówi się już literatura brukowa, jarmarczna, czy wagonowa, tylko łaskawiej i bardziej neutralnie - literatura popularna.

I dzięki ci staruszku wieku XIX, a zwłaszcza tobie, szalony, zwariowany wieku XX, żeś nam całą tę kulturę, sztukę i literaturę tak zegalitaryzował. 

Każdy, jeśli tylko chce, to może.

 Odbierać, ale i tworzyć.

Każdy może sobie farbki kupić i malować, albo nabyć, dajmy na to, flet prosty i w niego dąć. Może też usiąść do klawiatury, otworzyć plik wordowski, ustawić times new roman dwunastkę (nie zapominajmy o interlinii 1,5) i pisać.

Co z tego wychodzi to już inna sprawa. Ale można? Można!

Mało tego. Można sobie tę swoją twórczość upubliczniać, upowszechniać, promować. Książkę można wydać po staremu, ale też i  samodzielnie, albo zapłacić, żeby ktoś to za nas zrobił.

Sposobów jest mnóstwo, więc i dzieł jest mnóstwo. Może nawet trochę za dużo? Nie wiem.

A potem jest to przez ludzi oglądane, słuchane, czytane. A przynajmniej dobrze by było, gdyby było.

Czytają ludzie i oceniają. Bo oceniać też każdy może. I swoją ocenę upublicznić, podzielić się  uwagami, skrytykować, zjechać autora, że źle pisze, że nieciekawie, że niczym nie zaskoczył, albo, że przemądrzały, że nudzi, że coś tam.

Bywa na odwrót, że wspaniały, poruszający, w napięciu trzyma do ostatniego akapitu, wzrusza, śmieszy, straszy. Nie autor oczywiście, tylko książka.

Ocenianie jest chyba jeszcze fajniejsze niż pisanie. Bardziej odświeżające, czy co? Bo recenzentów zatrzęsienie.

A autorzy drżą, paluchy gryzą, wyczekują tych opinii, szukają na różnych portalach, blogach i w innych internetach. Zwłaszcza ci początkujący autorzy. Tacy, którzy własnym, w pocie czoła pielęgnowanym narcyzmem, nadrabiać muszą brak nazwiska, brak znajomych, brak wielbicieli, brak pewności siebie i wszystkie inne braki.

Autorka dwóch opublikowanych dzieł, z gatunku literatury (bardzo) popularnej, Eliza Veinard tym samym słabościom podlega, te same mechanizmy nią rządzą, te różne tam drżenia i wyczekiwania.

  A ponieważ ostatnio, na blogu czytacz.pl pojawiła się nowa (i delikatnie mówiąc nierewelacyjna) recenzja dwóch pierwszych historii Olovskiego, w te pędy sprawdzać jęłam stan gwiazdek, punkcików i ogólnie, jak tam w rankingach te książki wypadają.

Zaczęłam od lubimyczytac.pl. I szczerze mówiąc na tym skończyłam, bo na wiecej nie miałam już sił.

Jest dobrze.

"Dom z ogrodem ..." - średnia ocen 7,5

"Trzy razy dziennie ..." - średnia ocen 7,8

Super. Ale porównać by się przydało. Z czymś co znam, co czytałam, czemu sama te gwiazdki  (gdyby trzeba było) mogłabym przyznać. I to dużo gwiazdek.

No więc porównuję. Gatunki, zaznaczam, najróżniejsze. Staram się tylko za daleko od tej pop-literatury nie odchodzić. I wychodzi to tak:

Umberto Eco,  Imię róży - 7,8 (no nieźle Veinard, nieźle!)

Andrea Camilleri, Pies z terakoty - 6,8 (oj Andrea, Andrea!)

Agatha Chritie, Godzina zero - 7,2, Noc w bibliotece 6,5 (to pewnie przez te problemy z pokojówkami)

John M Coetzee, Czekając na barbarzyńców - 7,2 (eee tam!)

Eliot Pattison, Mantra Czaszki - 7,0 (strasznie dużo tych Chin w tym wszystkim i tych innych Tybetów)

Georges Simenon, Obcy w domu - 6,1, Maigret i trup młodej kobiety - 6,2, Kot - 7,1

Ewa Madeyska, Ostatni portret Melanii - 7,4

Manil Suri, Wisznu umiera - 6,2

Henning Mankell, Morderca bez twarzy - 6,7 (staroć jakaś i tych wątków za duzo, myli sie człowiekowi)

Douglas Adams, Autostopem przez galaktykę - 7,3 (a co tu w ogóle śmiesznego? To fantastyka jest w ogóle, czy jakieś chichy-śmichy)

Orthan Pamuk, Śnieg - 6,6

Terry Pratchett, Kolor magii - 7,1

Rabih Alameddine, Hakawati. Mistrz opowieści - 7,2 (nuda. Gadają i gadają)

Ursula Le Guin, Lewa ręka ciemności - 7,5 (świństwa i w sumie nic się nie dzieje)

Dmitry Gluhovsky, Futur.re - 7,8, Tekst - 7,3 (brutalny, wulgarny. Co to ma być romans, czy co właściwie?)

Można by tak jeszcze długo, ale nawet ta (celowo) chaotyczna lista wyraźnie pokazuje, że nie jest tak źle z Olovskim, a nawet jest bardzo dobrze. 

Idziemy łeb w łeb z Umberto i Ursulą. Dmitry wyskoczył na prowadzenie z tym Futur.re, ale już za Tekst nie uzbierał gwiazdek tylu, żeby pokonać pierwszą część opowieści z La Ferté.

John został daleko w tyle, a Andrea też mógłby się bardziej postarać.

Albo taki Orhan  - kogo w sumie obchodzi, że facet do swojego rodzinnego grajdołka wraca i odgrzebuje stare historie? Na dwustu stronach by się to wszystko zmieścilo, a ten pisze i pisze. To najczęściej powtarzający się zarzut w krytycznych recenzjach - że "za długo", że "od razu wiedziałem", "zakończenia można sie domyślić".

Nawet Agatha została w tyle za Elizą, A Georges to w ogóle nawet do pięt nie dorasta.

Tak, że tak proszę państwa.

Jeden tylko facet mnie zmartwił (z tych, których podglądałam na Lubimy czytać) i żeby statystyk nie psuć to go tu nie wymieniłam.

Julien Gracq, cholerny żabojad! 8,6 uzbierał za Brzegi Syrtów. Dobrze chociaż, że jego do pop - literatury ciężko zaliczyć i konkurencji nie robi. Zawsze to jakieś pocieszenie.

Ale tak między Umberto, a Ursulą to nieźle, co nie?!



Edit

Z ostatniej chwili. Rudolfina (czytacz.pl) zamieściła kolejną recenzję "Trzy razy dziennie przed jedzeniem" (wraz z przepisem na poprawienie jakości książki) - dzięki. 

W efekcie Umberto i Dmitry wysunęli się na prowadzenie. Eliza spadła o jeden punkt. Nadal wyprzedza Ursulę i Agathę.

O wszelkich zmianach w klasyfikacji będziemy Państwa informować.

...albo i nie. Pójdę coś poczytać. Ale coś takiego między 6 a 7 minimum.

Miłego wieczoru


	
	


	


	



 
 



  
 
 
 
 


	
	
	
	

 

	

 







	
	

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie