Haker filozof

     

 


 Nie istnieję. Wniosek ten wysnułam na podstawie powszechnie znanej teorii, że jak cię nie ma w socjal mediach, to w ogóle nie istniejesz. 

W mediach (socjal) mnie nie ma, lub prawie nie ma, ergo nie istnieję, lub prawie nie istnieję. Hmm 

 Jak tak popatrzyłam na podrapane i poobijane ręce, ślady po ugryzieniach jakichś insektów, czy innych wrednych stworzeń, pośliniłam (wiadomo, że to najlepszy sposób) ślady po pokrzywach, wydłubałam drzazgi, kolce, a na koniec ściągnęłam gumiaki ( przy 30 stopniach, utrzymujących się od kilku tygodni, to prawdziwa ulga) i stęknęłam prostując kręgosłup, to doszłam do wniosku, że skoro moje nieistnienie (lub prawie) wiąże się z takim bólem (różnymi bólami nawet), to dziś wieczorem mogę sobie zaistnieć.

Bóle nieistnienia zamienić na stary, dobrze znany, ból istnienia.

Zaczęłam od Twittera. Potem podejrzałam moich instagramowych ulubieńców, a że na Instagramie zupełnie się nie znam, wysłałam tylko kilka serduszek, bo na tym się  moje umiejętności kończą.  

Teraz Facebook. Wiem, FB zrobił się podobno nieco geriatryczny i może dlatego jakoś mi z nim najbardziej po drodze. Tyle lat razem. Przyzwyczaił się człowiek.

     Oglądam więc sobie nieśpiesznie co tam u kogo. Jakieś wydarzenia może, albo coś śmiesznego, komentarze do wydarzeń ciekawe, dyskusje, rozmowy? 

Oczywiście bardziej interesują mnie ci bliźsi znajomi. Prawdziwi, ale i wirtualni, tylko bardziej zaprzyjaźnieni. I co? Ano nic. Wygląda jakby wszyscy przestali istnieć. Pokazują mi sie posty jakichś dziwnych grup ( ja to naprawdę kiedyś lajknęłam?), ludzi których zupełnie nie kojarzę, a treści jakie zamieszczają nie koniecznie są dla mnie interesujące. 

Podsuwa mi FB miłośnika dowcipów fekalno-genitalnych, fanatyków złotych myśli na każdy dzień tygodnia, influencerów, że o reklamach nie wspomnę.

Syn artykuł jakiś udostępnił.

- Czytałaś? - pyta

- No nie. Nie widziałam.

Wchodzę na piechotę na jego profil, faktycznie jest artykuł, zamieszczony kilka godzin wcześniej.

Znajomy z wielkiej wakacyjnej wyprawy obiecał zamieszczać fotograficzną, fejsbukową relację. Szukam w powiadomieniach - nic. Znowu na piechotę - jest. Kilka zdjęć, opis, plany na kolejny dzień.

- Bo FB promuje obecność i regularność - mówi przemądrzale koleżanka, udająca obcykaną w tych tematach - Trzeba często coś zamieszczać, to wtedy wszyscy cię widzą!

- Ale oni często coś zamieszczają, tylko ja się rzadko pojawiam i nie widzę. To jak? Za karę nie widzę?

Och, jakie to skomplikowane.

Niezależne, wewnętrzne życie internetu ( a może urządzeń elektronicznych?) miewa skłonność do aktywności zupełnie nieoczekiwanej. Ostatnio na przykład trafił mi się haker filozof.

Komentarze pod postami w rodzaju "Cześć piękna, twoje zdjęcie profilowe mnie oczarowało. Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi, bla bla bla...", albo zaproszenia do znajomych od amerykańskich żołnierzy, czy też lekarzy (takich bardzo bez granic), maile od milionerów, wzbogaconych wdów, których marzeniem jest podzielenie się fortuną właśnie ze mną i z nikim innym,  już nie dziwią. Wszyscy to znamy.

A ja włączam komputer, wchodzę do Messengera, bo mi świeci to czerwone, a tam wiadomość od pewnej pani "Kim ty jesteś?"

Hmm.

Kobietę mam wśród znajomych, mamy nawet wspólnych, całkiem realnych przyjaciół, ale jakoś szczególnie sobą zainteresowane nie jesteśmy. A tu nagle takie pytanie. Filozoficzne powiedziałabym. Egzystencjalne.

Ponieważ rewitalizacji terenów zielonych mam chwilowo dość (no i ten upał), odpisuję. Tak z ostrożna, że profil mam przecież publiczny, że większość informacji tam jest, że nie wiem co by właściwie ją interesowało... no i wysyłam.

Nie minęło pół godziny - klik, nowa wiadomość. Odpisała, myślę. Ale nie!

Pan, którego zupełnie nie znam pyta "Kim jesteś?", a zaraz po nim jeszcze dwóch panów i jedna pani. Uuuups?!

No haker filozof.

Przeważnie jak nie wiem co zrobić, to nic nie robię. Tak też było i tym razem. Wyłączyłam się i poszłam podlewać roślinki.

Haker filozof odezwał sie jeszcze dwa razy i zamilkł. Żadnych negatywnych skutków jego działalności nie zauważyłam. Z wyjatkiem telefonu około 22.30. A to ważne o której, bo ja wtedy przysypiam przy mało ambitnych filmach (no i ten upał), więc mnie ten telefon poderwał na równe nogi. Znajomy dzwonił. Taki prawdziwy, choć dawno nie widziany, jak większość prawdziwych znajomych.

- Co ci odbiło? - pyta, a przypominam, że jest ta nieszczęsna 22.30 i wyrwana z drzemki niezbyt sprawnie wchodzę w dyskurs z tak szeroko zakreśloną tematyką. Jakoś się jednak udało dogadać. Okazało się, że ja też wysyłam pytanie "Kim jesteś?"

- Zmień profilówkę. Czasami taka pierdoła pomaga

Zmienię. Nie ma sprawy, ale przy okazji myślę sobie, jak też oni działają, po co i dlaczego. Ci wszyscy hakerzy, ten cały straszny niewidzialny zły świat, który nam włazi przez te małe dziurki w telefonie ( wiecie, te takie od spodu, maleńkie, które nie wiadomo po co są, to oni pewnie tamtędy), ci którzy mi chcą zainfekować komputer, włamać się na konto bankowe i ukraść mi moje 350, 82, które mi zostało do końca miesiąca, albo nie daj boże posłużyć się moim wizerunkiem do jakichś niecnych celów. 

Nie, nie. Nie lekceważę! I mnie się zdarzyło zmagać się z internetowym życiem niezależnym. 

Kiedyś, na przykład, co napisałam komentarz (nawet drobiazg typu - gratuluję, albo - wszystkiego najlepszego) jakaś tajemna siła zamieniała mój tekst na dowolny język obcy.  Logiki żadnej się w tym dopatrzeć nie mogłam. Czasami był to angielski (lub zbliżony), czasami chiński (albo podobny), ale najczęściej jakiś z grupy ugrofińskiej, ewentualnie oguzyjskiej, z którymi zaprawdę okoliczności żadnych nie miałam, z wyjatkiem wakacji nad Balatonem (bardzo wczesna młodość) i dużo późniejszej wyprawy do Kapadocji.

Są też te niemiłe ( albo głupie) komentarze, którymi, po kradzieży konta zabawia się w naszym imieniu haker prymityw. Nieprzyjemne to, kłopotliwe, żenujące. A zanim sytuacja się wyjaśni, generujące problematyczne sytuacje.

    A tu - kim jesteś! No zadał bobu, pobudził do refleksji, trochę rozbawił.

Wyobraziłam sobie chudziutkiego nastolatka, który w tej swojej niedzielnej, wieczorowej szkółce hakerów dostał zadanie domowe: włamać się, namieszać, narozrabiać.

No i czas leci, a tu z chłopakami na piwo się poszło, matka do sklepu wysłała, ojciec do mycia samochodu (piździka?) zagonił, a praca domowa leży odłogiem.

Siadło więc toto umęczone, w środku nocy i jedyne co mu/jej przyszło do głowy to takie właśnie, egzystencjalne, pełne młodzieńczego niepokoju, pytanie: Kim ty właściwie jesteś?

A wiesz kochany/kochana, też mnie to czasami dręczy.

Pozdrawiam. Bez urazy.


 

Komentarze

  1. Nieśmiało spróbuję dodać coś na temat. Nieśmiałość moja wynika z faktu, że przyuczony zawód niby mógłby upoważniać do doradzania, gdyby nie potęga czasu. Ale spróbuję - nieproszona - zaserwować kilka rad Cioci Haloosi. Sama nie lubię otrzymywać "dobrych rad", o które nie prosiłam. Trudno. Wydaje mi się, że coś wiem i już zaczynam się mądrzyć:
    Spośród tzw. social-mediów od lat już kilkunastu najczęściej bywam na stronach Księgi Twarzy i z niechęcią obserwuję jej zmienność w czasie. Panta rei, ale człowiek w pewnym wieku lubi swoje przyzwyczajenia i rutynę.
    Niedawno trafiłam na radę, którą chciałabym się podzielić z Tobą. Nie udaję, że sama wymyśliłam. Sama zrozumiałam, że Cukrowa Góra, czyli Mark Zuckerberg nie zasypia (i nie zasypuje) gruszek w popiele, więc Facebook się zmienia. Kontrolnie zajrzałam przed chwilą do Wikipedii - https://pl.wikipedia.org/wiki/Facebook - okazało się, że nawet ona nie radzi sobie z aktualizacją opisu.
    Zmiany są jedynym stałym elementem naszego życia.
    Jak to się ma do zmian na FB? Przeczytałam ze zrozumieniem radę, że warto (proszę o koncentrację) na głównej stronie, przy pierwszej reklamie lub poście sponsorowanym, kliknąć wielokropek po prawej, te TRZY KROPKI.
    * Z otwartego wówczas menu wybieram 'Ukryj tę reklamę'. Niestety, to nie wszystko.
    ** Kolejne okienko jest bardziej dociekliwe: 'Poinformuj nas, dlaczego...' i parę podpowiedzi. Za najbardziej skuteczną uznałam 'Nie interesuje mnie'.
    *** Jeszcze otwiera się trzecie, ostatnie już okno, w którym po prostu klikam ostatnia opcję 'Ukryj wszystkie reklamy Tego-Właśnie-Płatnika'.
    Powtórzenie tej procedury tyle razy, na ile starczy Ci cierpliwości, na pewien czas spowoduje, że częściej zobaczysz wpisy:
    * primo - z aktywności krewnych i znajomych Królika;
    * secundo - z aktywności ludzi i grup, do których ostatnio zaglądałaś czy lajkowałaś, czy cośkolwiek;
    * tertio - wkrótce przyjdą nowe reklamy i zaczynamy je zniechęcać od początku.
    P.S. Jak się mają 'Social Media' do socjalizmu?
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Te moje rady niby nie były o hakerach, ale w sumie były. Bo oni włażą przez te obce linki, na które nieopatrznie dajemy się nabrać i klikamy, bo zaintrygowało. Lepiej jednak 'Ukryj tę reklamę'. Oczywiście nie klikam dziwnych postów od swoich znajomych, najpierw sprawdzam, czy na pewno chcieli mi przesłać ten link.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rady Cioci Haloosi jak najbardziej na miejscu i cenne :))). A i tak się boję, że nie zastosuję, bo … nie właśnie. Raz, może dwa będę pamiętać, kliknę na te trzy kropki, każę ukryć tę reklamę itd., to co opisujesz. Ale ten trzeci to już pewnie będzie w pośpiechu, na chwilkę, a wzrok już umie omijać treści nieproszone, te wszystkie „strony sugerowane” , te kolorowe, zmieniające się reklamy z boku, czy choćby te durne „treści twe mnie zachwyciły, wyślij mi zaproszenie do znajomych, bo ja cóś nie mogę”, itp. Oczywiście w Messengerze nie tykam linków, a czasami , nawet jeśli do tego jest komentarz, ale jakiś podejrzany, z dziwnymi sformułowaniami, niepasującymi do osoby, która niby to wysłała, też wolę nie klikać.
      Ten „filozof” był o tyle dziwny, że nie załączył żadnego linku, niczego nie chciał, po prostu „kim jesteś?” i tyle. Ach, chyba do tego był jakiś smajlej (taki zamyślony). No dowcipas po prostu. Dowcipas egzystencjalista :-D.
      I nadal mam nadzieję, że nic mi tam w tych internetowych wnętrznościach nie narobił. Na razie brak objawów. Może się znudził, albo kombinuje nad bardziej spektakularnymi akcjami. Nudzi się ludziom, cholera.
      A FB się, wg. mnie, mocno skiepścił. Ewolucja ewolucją, ale mam wrażenie, że dorwali się do niego chłopcy (i dziewczynki) z jakimś schizoidalnym podejściem do internetowej wolności, zasad, potrzeb i innych socjalmedialnych norm.
      No i na dodatek właśnie obraziło sie na mnie moje konto Google, uparcie nie chciało mnie zidentyfikować, twierdzi, że sie pod siebie podszywam i łamię wszelkie zasady bezpieczeństwa. Tak więc na własnym blogu odpowiadam anonimowo. Ale to ja Eliza V.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie