Pieprzno i szafranno
Warszawa się śpieszy. Trzeba, czy nie trzeba, zaaferowana, trochę spocona, biega tam i siam. Czasami na obcasach, w biznesowych marynareczkach, z teczką wypchaną bardzo ważnymi papierami, czasami w byle czym, na roboczo, albo z artystycznym luzem, z wyzwaniem w oczach rozprawia o premierach, menedżerach, sponsorach. Zwykłe stołeczne zabieganie, im dalej od centrum, tym bardziej po prostu wielkomiejskie, skupione na sprawach do załatwienia, rzeczach do zrobienia, miejscach do dotarcia. Byle dać radę przed wieczorem, przed ostatnim autobusem, przed zamknięciem sklepu. Ruch gęsty lecz płynny. Taksówkarz, kochana, mówi, jedziemy jak błyskawica, zdąży pani. Autobus już tylko nazwę linii ma luksusową, a nawet luxusową. Tapicerka zdążyła nabrać patyny z plam, kurzu, setek tyłków odciskających swój ślad na poliestrowych pokrowcach. Ktoś nie domknął drzwi do toalety, kłapią przy ostrzejszym hamowaniu, ale środki dezynfekujące robią swoją robotę, nie śmierdzi. Kierowca spod zmęczenia