Posty

Ogórki i wyznanie niewiary

Obraz
            Przychodził człowiek ze świadectwem do domu (jakie to świadectwo było, takie było, ważne, że przepuścili do następnej klasy) i miał przed sobą ponad dwa miesiące wieczności. Dało radę poszaleć na rowerach, zaliczyć obóz/ kolonie, dwa tygodnie u ciotki na Mazurach, obowiązkowy pobyt u dziadków, wczasy z rodzicami w Sopocie, wyprawy na działkę po świeże ogórki i kradzione sąsiadom maliny i całe mnóstwo innych rzeczy. I jeszcze zostawało sporo czasu na nudę. W końcu wieczność to sporo czasu. A teraz?      Od dawna mam swoją teorię, że kiedyś robiono większe zegarki i dłuższe kalendarze. Teoria ta obejmuje również (nieudokumentowane wystarczająco) twierdzenie, że wakacje nie istnieją. Coś jak święty Mikołaj - dorośli, bez przekonania, starają się podtrzymać w dzieciach wiarę w to zjawisko, ale oddychają z ulgą, kiedy małolaty wreszcie zorientują się, że to blaga, ściema, spisek i jedno wielkie oszustwo, służące (podobnie jak święty Mikołaj) zwiększeniu sprzedaży niektórych prod

Czytanie wierszy, czytanie wierszy, czytanie wierszy

Obraz
  Dom stoi tuż nad potokiem. Ma zielone, kamienne posadzki, okna wychodzące na zieleń i trochę na niebo. Dom ma piec, który ociupinę kopci, bo już stary, ale daje dobre, drzewne ciepło. Dom miał kiedyś nierówne ściany z niezdarnych tynków i murki z czerwonej cegły, między którymi chowały się garnki i patelnie. Na ścianie wisiał młynek do mielenia kawy. Z korbką. Porcelanowy pojemnik, malowany w kwiatki, przechowywał ziarna. Z belki pod sufitem zwisała złota klatka, a w niej kolorowy, drewniany ptaszek. Nie trzyma się przecież w klatkach żywych ptaków     Ale to było kiedyś. Potem przyszli ludzie, którzy wygładzili ściany i zburzyli ceglane murki. Chcieli, żeby było nowocześnie, gładko i błyszcząco. Potem przyszli inni ludzie. Przychodzili i odchodzili. Budowali i niszczyli, upiększali i zaniedbywali, a dom trwał. Ze swoimi zielonymi podłogami, oknami wpatrzonymi w niebo i korony drzew.     A jeśli wyjść przez ganek, nierówną kamienną ścieżką dojść nad brzeg i wędrować pod prąd, to poto

Kąkole i rzepaki

Obraz
               Problem z rzepakiem jest taki, że szybko znika. Oczywiście nie znika całkiem, ale przestaje świecić tym swoim żółtym światłem i po prostu przekwita. Trzeba się śpieszyć z robieniem zdjęć, nie odkładać do następnego spaceru, bo może być za późno. W tym roku jest tak zimno, że rzepak ledwo pokazał kilka płatków. Stoją sobie zielone badylki, no chyba że pole akurat w jakimś wyjątkowo nasłonecznionym i osłoniętym od wiatru miejscu, to zakwitł. I pewnie przegapię ten moment kiedy się rozbucha i zaświeci.        Problem z książkami jest (podobno) taki, że żyją przez kilka zaledwie miesięcy. Premiera, miesiąc, dwa aktywności i wpadają w otchłań zapomnienia. Tak przynajmniej mówią ci od marketingu, reklamy, promocji i tych wszystkich czarów, na których nie znam się zupełnie i nawet nie wiem, czy chciałabym się poznać. Nie dotyczy to, na szczęście, wszystkich książek, bo to by było straszne. Książki różnią się nieco od innych towarów (produktów), które trzeba reklamować (lokować)