Cieplutko

Ten upał ma kolor biały. To taka biel, która migoce karminowymi punkcikami za zbyt cienką zasłoną powiek. Jest też brunatny od zbrązowiałych traw i zaschniętych na wapiennych ścianach, brunatnych liszajów mchu. Pod stopami trzeszczy konająca trawa, żegnana basowymi psalmami trzmieli. Brzmią fałszywie, jak strojenie instrumentów, jakby owadzia orkiestra nie była jeszcze gotowa na pogrzebne chorały. Jaszczurki są ciche. Czasami nie wiadomo, czy to jakaś przebiegła właśnie po kamieniu, czy tylko mignęło w oczach. Mrugnięcie i nie ma jej. No chyba, że zagapi się taka na chwilę, pomyśli, porozgląda. Jeśli masz szczęście usłyszysz szelest osypującego się pyłu. Liście nie szumią. Nie chce im się. Tkwią sobie nieruchome, pociemniałe, niektóre skręcone w paroksyzmie umierania, zżerane przez robactwo, z pomarańczowymi plamami, czarną pleśnią lub oblepione mszycami, zadeptywane przez zadowolone mrówki. Są takie godziny, kiedy biel powoli zaczynają rozpraszać smugi ...