Trzeba wreszcie rozpakować walizkę
Trzeba wreszcie rozpakować walizkę. Kota pogłaskać, obiecać, że już nigdy...aż do następnego razu. On, cwaniak, fuka obrażony, ogon nosi sztywno, a do miski podchodzi dopiero kiedy ty wychodzisz z kuchni. Nie wierzy. I ma rację. Na walizkę (nierozpakowaną) patrzy jak na raroga.
A w niej, w tej walizce, resztki tamtych miejsc, zapachy jakieś, teraz już obce, bilet z datą sprzed tygodnia i szalik („weź, bo zimno”) nie twój, którego nie oddasz tak szybko, no bo kiedy.
Dom, trochę jak ten kot, też pokazuje fochy. Ciemniejszy, wyziębiony, smutny jakiś. Nawet łóżko, najwygodniejsze przecież, bo własne, z materacem wygniecionym tak jak trzeba i poduszką idealnie wpasowującą się pod plecy, gdy chcesz skończyć rozdział – nawet to łóżko jakieś obce tej pierwszej nocy. Ale ręka jednak na pamięć znajduje wyłącznik lampki, po szklankę z wodą można sięgnąć i po ciemku – stoi tam gdzie zawsze, tam gdzie powinna.
Pierwszy świt, późniejszy niż tam, ciągle jakiś nieśmiały. Trzeba wydeptać nowe ślady, otworzyć okna, zaparzyć kawę, zapuścić się w gąszcz zarośniętego ogrodu. Oswoić to tutaj, znowu tutaj być na zawsze, aż do następnego razu.
I rozpakować walizkę. Niech odpocznie.
I niech teraz rzeczy dzieją się tu. Aż do następnego razu.
Królik jak ta myśl - taki kuter, wiesz...
OdpowiedzUsuńNoo, taki kuter ;-)))) PS. Buziaki !
Usuń