Odpocznijmy trochę

Pamiętam taki dzień, kiedy nie bacząc na zapadające ciemności (zima była, albo późna jesień) musiałam się wziąć za odkurzanie. Unikam, jak ognia takich deprymujących aktywności, ale tu, widać konieczność była wyższa. Pewnie dzieci przez dom przemknęły, pies wyjątkowo liniał, albo goście jacyś się zapowiedzieli. Telewizor sobie włączyłam, dla poprawienia humoru i buczę, zezując od czasu do czasu na ekran. A trzeba dodać, że mój odkurzacz wyje tak, że przy nim piła łańcuchowa sąsiada wydaje z siebie ledwo słyszalny szmer. Buczę i zezuję, ale coraz częściej zezuję, bo w telewizorze jakieś migawki z koncertów Le d Zeppelinów, na zmianę z sielankowymi obrazkami francuskiej prowincji. Wyłączyłam w końcu odkurzacz i oglądam. To był reportaż o działalności zespołu muzycznego założonego przez pensjonariuszy domu starców (po francusku brzmi to jakoś lepiej - maison de retraite ). No i fajnie. Założyli sobie ludzie zespół i zamiast śpiewać pieśni biesiadne grali kawał...