Titanic i chryzantemy

 

 Czekając na gości, akryl na kartonie, 23x35 cm

Macie jakieś plany na wakacje? Może gdzieś wyjechać, zobaczyć coś pięknego, poznać nowych ludzi? Jakiś egzotyczny kraj, na przykład. Nie wiem, w Azji może? Albo jeszcze lepiej Afryka! Ta przyroda tam, no, fascynująca po prostu! A może Ameryka Południowa! O, to jest pomysł! Okrutne pejzaże, twardzi, intrygujący ludzie! Nie?
No cóż. To może zaplanujmy ferie zimowe? Narciarze, co z wami? To co, Alpy, Dolomity, Słowacja? A może któreś nasze góry? Polskie żarcie, swojska góralszczyzna, choinki, dzwoneczki? Też nie?
Hm.
A co z dziećmi? Dzieciom przecież musimy świat pokazać, jaki piękny jest! Góry, morza, atole, wulkany, pustynie,
miasta, katedry i zamki
Coś więcej niż do tego skrzyżowania, zaraz za Żabką, czy Biedronką.

Takiego osiedla, jak nasze to nigdzie na świecie nie ma, to wiadomo, ale może by zobaczyły,  dla porównania, tak na chwilę, coś innego?
Jakby tak raz w niedzielę zjadły nie rosół, tylko
jakieś inne jedzenie? Nawet, jeśli miałyby to być te stwory, paskudne, morskie? No, tak z ciekawości niechby to zjadły. Potem wrócą do rosołu, bo przecież, wiadomo, najlepszy jest.

Mam problemy wychowawcze z moim psem. Z różnych przyczyn, ale głównie dlatego, że jako szczeniak nie był socjalizowany. Znał tylko inne psy, tej samej rasy i kilk
a opiekunek. Nie widział kotów, dzieci, koni, zakonnic, samochodów, kur, rowerów, kobiet w burkach, radia, ani telewizora, dużych facetów, kubłów na śmieci (takich na kółeczkach) i całego mnóstwa różnych zjawisk.
Taki pies, jak się go od szczeniaka nie przyzwyczaja do różnych rzeczy, jak mu się nie da szansy poznać tego wszystkiego, to się tego boi. Normalne. A jak się boi, to się przed tym broni. Pies, żeby się obronić gryzie, albo przynajmniej warczy. Jak toto, to straszne, nie ucieka, to trzeba zaatakować. Proste. Zresztą, jak ucieka, to też można pogonić. Na wszelki wypadek, żeby drugi raz nie przylazło.
Z psem niesocjalizowanym w szczenięctwie trzeba potem całe jego psie życie pracować. Efekty bywają różne. Mój, na przykład, kubłów się już nie boi. No chyba, że ktoś z tym kubłem wali prosto na niego, no to wtedy… No cóż, nie radziłabym.
Ale z tymi naszymi dziećmi, to już gorzej trochę będzie. I nie tylko z naszymi. Ogólnie wszystkie dzieci planów na wakacje lepiej, żeby nie miały zbyt rozbuchanych, bo tak sobie jakoś świat urządziliśmy, że jak nie zaraza, to terroryzm, jak nie wojny, to taki sobie luzacki bandytyzm i to wszystko podlane obficie sosem z nienawiści, strachu, biedy i religijnego fanatyzmu.
Ktoś w tej hodowli mocno zaniedbał socjalizację.
A jak włączam komputer i zabieram się za opisywanie nieprawdziwych przygód nieistniejącego Serge’a Olovskiego, to trochę się czuję jak ta orkiestra na Titanicu.
Pożytku z nich nie było żadnego - no chyba, że jakieś wolne miejsca w szalupach zostały i może jeszcze pod nogami spanikowanej załodze się nie plątali - a i sławę zyskali kontrowersyjną.
Ale w sumie, od tego jest orkiestra, żeby grała.
To co, mam grać?

Pierwszą część ktoś jednak czyta. Opinie do mnie docierają różne, recenzje się pojawiają (na https://lubimyczytac.pl/ najłatwiej znaleźć), są nawet tacy, którzy o drugą część się dopominają. To może jednak warto?

Tym na Titanicu też pewnie przyjemniej było, tak przy dźwiękach orkiestry.

O, chryzantemy kwitną. Jak zwykle o tej porze roku. I piękne są. Bezinteresownie. Dla wszystkich.
Niech kwitną. A ja piszę.





Komentarze

  1. No to ci się kropelka ulała... taka posklejana trochę, z różnych płynów, ale jednak cała, kropelka🤔

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuzasadnione poczucie szczęścia

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek