Milion pomysłów

 

 

Mam milion pomysłów, z czego pół miliona pozapisywane na luźnych kartkach i jeszcze tak około 250 tysięcy, porządnie, w notesiku. No i guzik (eufemizm) z tego. Siadam przed komputerem i syndrom białej kartki. Patrzymy się na siebie (mój ekran i ja), oczy nam łzawią, ktoś zadzwoni (bardziej do mnie niż do niego – ekranu, znaczy), pogadamy, z psem pójdę, TV odpalę, posłucham, przerażę się odpowiednio ( już nie wiem, wirusem, czy głupotą?), coś do żarcia zrobię (jemu -psu, sobie), znowu siadam. I nic.

Kubeł wystawić! Jutro śmieciarze jeżdżą ( nie zdalnie jeszcze, dzięki bogom!), na maile odpisać zaległe. Zaległych coraz więcej. A, i jutro, żeby nie zapomnieć, jutro psie żarcie trzeba kupić.

Ekran świeci w oczy. Ten pomysł, to co to było? Jakiś temat taki ciekawy, interesujący, do rozwinięcia. Z wdziękiem, swadą, lekkością. Tak blogowo, nowocześnie…

Karetka? Nie. Żandarmeria. Pewnie znowu szczyle żłopią piwsko nad rzeką, koło śluzy. Messenger: „Czy boczek można w miodzie i musztardzie?” Jasne. Śmiało, pyszny będzie. Z grilla. O! Poczta zawiadamia, że paczka jest gotowa do dostarczenia. No super. 25 dni i już dotarła. Przez dwie granice z dwoma kwarantannami.

Co to był za pomysł? Coś bardzo nietresującego. Taki lekki temat, typowo blogowy, żeby nie zamęczyć, nie smucić. Coś o pisaniu, o książkach… no nie wiem .

Zajrzeć na Facebooka? To pułapka. Tam i tak najlepiej idą koty. Nieźle trzyma się roślinność. Trzecie miejsce ex aequo dzieci i psy. Potem lecą dowcipy i dowcipasy, a następnie naparzanki na najprzeróżniejsze tematy. Ale to wciąga. Patrzę, ziewam, niewytrzymuję, wytrzymuję, lajkuję, pozdrawiam, nielajkuję, olewam.

Ściemnia się chyba. Co to był za temat? Już to miałam obmyślone. Kosiłam i myślałam, gotowałam i myślałam. Podłogę myłam i myślałam. O! Kot śmieszny. Zdjęcie fajne znajoma puściła. Napiszę jutro.

Na początek dam kota, bo mówią, że obrazek być musi. Kot ze starych zapasów. Na desce namalowany i oblepiony gazetami. To był taki kot, co lubił spać na zadrukowanym papierze. Gdzieś on pewnie jeszcze jest. Obrazek znaczy, bo kot, to już, ten...

A obrazek (płótno, olej) i wierszyk w gratisie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie