Wyobraź sobie

   


Wyobraź sobie poranek po nocy pełnej snu bez snów. Wszystko jedno jaki to dzień tygodnia. Budzisz się i się uśmiechasz. Bez szczególnego powodu. Ot tak. Na wszelki wypadek.

Wstajesz i , powiedzmy, wyglądasz przez okno. I nadal się uśmiechasz. Może nie jest to jakiś szeroki, radosny banan, ale jednak blisko kącikom twoich ust do pozycji "w górę". Nawet jeśli za oknem syn sąsiadów przeprowadza testy silnika okazyjnie nabytego pojazdu mechanicznego, albo panowie właśnie dowieźli towar do sklepu na rogu i tłuką się skrzynkami, butelkami i czym tam jeszcze, a pies tej z parteru drze pysk, bo irytują go szpaki, bezczelnie spacerujące po trawniku.

Ciebie to nie irytuje. Uśmiechasz się.  On ten silnik musi przecież doprowadzić do stanu używalności, oni ten towar wyładować, a pies ... No cóż, pies się nudzi i obszczekuje wszystko co się za oknem rusza. Przynajmniej taką ma psina rozrywkę. 

    W kuchni na stole brudna filiżanka, cukier rozsypany i okruchy. Nic nie szkodzi. Śpieszył się. Śpieszyła. Zaspany był jeszcze. Nie obudziła się do końca. Kawa rozsypana i filtr z fusami został w ekspresie. Trudno, to tylko chwilka. Wyrzucasz, nasypujesz, nalewasz, włączasz, czekasz, pijesz. Uśmiechasz się, bo ładnie ta kawa pachnie, dobra jest, gorąca.

    W sklepie dziecko jakieś się drze. Rozrabia bachor. Matka też się drze. Na dziecko. A tam dalej jakaś gruba w legginsach i bluzce z cekinami. No, ty byś tak z domu nie wyszła. 

Hm, sympatyczne, myślisz, bez kompleksów kobitka do życia podchodzi. Uśmiechasz się (do niej), bo trochę jej zazdrościsz tej odwagi i tego luzu.
A matka już cała spocona. Szarpie to dziecko za łapkę, nie wytrzymuje, śpieszy się.

Pamiętasz zakupy robione w pośpiechu, z małym spłakanym ze zmęczenia, wściekłym z głodu człowieczkiem? Ech, ile się człowiek naszarpał, żeby zdążyć, żeby ogarnąć.
Uśmiechasz się. Do tej matki. "Nie przejmuj się, poradzisz sobie" mówisz jej bez słów, oczami tylko.

Kupujesz co tam masz do kupienia, płacisz ile trzeba. Baba na kasie wredna jakaś, burczy niewyraźnie, fuka.
Zmęczone kobicisko, myślisz. W głowie jej pewnie huczy od tych elektronicznych popiskiwań, kręgosłup ją boli. Od szóstej rano tak siedzi, wykończona. Nie szkodzi, że taka otępiała. Uśmiechasz się do niej. Kiwa głową. Prawie! Prawie też się uśmiecha. Niepewnie, bo zdziwiona

    Gada i gada. Buzia jej się nie zamyka. Gada. Nikogo do słowa nie dopuszcza. Jeszcze sarka, że jej się przerywa, że tak nie należy, że co to za komentarze w ogóle. Uszy krwawią, ziewać się chce.
Niech gada. Widocznie musi się wygadać, biedulka. Samotna pewnie jest, albo jakaś niedowartościowana, to i nadrabia. Ziewasz, ale dyskretnie. Żegnasz się, uśmiechasz. Ona aż się zasapała tak się naopowiadała, narozmawiała, słów, zdań nawypowiadała na zapas. Zadowolona.

    Jak on to postawił w ogóle! Przecież powinien od tej drugiej strony. A tamte małe końcówki na pewno niedokręcone, zaraz wypadną. Ty byś to lepiej zrobił. I szybciej. Co to jednak za niezdara jest! Pokazać by mu trzeba ... A, nie! Uśmiechasz się. Niech robi po swojemu. Wolniej może. Krzywo? Nie szkodzi. Jego krzywo i jego wolniej. A ty idź. Idź lepiej do siebie, poczytaj, zjedz coś. O , kwiatki miałeś przesadzić, bo ciasno im już w zbyt małej doniczce. Uśmiechasz się?

    Nie masz racji. Nie znasz się. Żle skadrowałeś. Po co w ogóle cykać takie bezsensowne fotki? A tutaj to twoja dziewczyna? Nie rewelacyjnie jakoś wyszła.

Taki byłeś dumny z tych zdjęć. To był sympatyczny tydzień beztroskiego łażenia po górach (Po lesie? Po plaży?). A tutaj ona z taką śmieszną plamką od lodów na nosie. I tak ślicznie się uśmiecha. Podobało ci się to zdjęcie. Podoba? O, a wtedy zmokliście strasznie, włosy przylepiły ci się do czoła i prawie twarzy nie widać, fajne.
Ale on, nie. On jakby decydował właśnie o przyjęciu cię do Magnum. Ocenia, krytykuje, analizuje, wyzłośliwia się. On taki jest. Masz go dość. Masz dość jego zarozumialstwa, pewności siebie, bo przecież jego zdjęcia z wakacji jakieś specjalnie piękne nie były. Oglądaliście je w minioną środę

Zamykasz laptop, płacisz za swoje piwo, wstajesz, uśmiechasz się, to cześć, mówisz.

    Ciężki dzień? Możesz już wrócić do siebie. Może noc będzie spokojna. Pełna snu bez snów. A jutro? A jutro świat może będzie odrobinkę lepszy?

Uśmiechasz się?



 

 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Nieżycie