Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

 


 

A więc to już koniec? Powiedziałeś swoje ostatnie słowo?

Na razie boli, ale pogodzę się z tym. Przyzwyczaję się do życia bez ciebie. Niech ci się nie wydaje, że jesteś niezastąpiony. Zresztą przeczuwałam to od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że ta chwila zbliża się nieuchronnie.

    To było kilka lat temu. Trzy, może cztery? Nabrałam ochoty na małe espresso. Maleńka filiżanka mocnej kawy, nic wielkiego przecież. A jednak nie pozwoliłeś mi go wypić. Ni z tego ni z owego. Nie, bo nie.

Mój syn wiedział jak mi na tobie zależy (zresztą, on też cię lubił), próbował jakoś ci to wyperswadować. Stracił na to pół dnia, ale ty nie dałeś się przekonać. Żadnego espresso! Koniec, kropka!

    Albo ta sytuacja z końca poprzedniego lata. Ktoś wtedy u nas był, nie pamiętam już kto. Padł pomysł, żeby w ogrodzie wypić cappuccino. Było piękne popołudnie, a my po dobrym obiedzie. To miał być taki deser.

I co zrobiłeś? Zepsułeś wszystkim nastrój, a mnie narobiłeś wstydu. Znowu się po swojemu uparłeś. I znów nikt na twój upór nie był w stanie nic poradzić. A zaręczam, że wielu próbowało. Skończyło się tym, że trzeba było wyrzucić ten odłamany dinks od spieniania mleka. Koniec z cappuccino. Ale nad rozlanym mlekiem nie ma co płakać. Życie toczy się dalej.


Ustępowałam ci, przekonywałam, łagodziłam trudne momenty, świeciłam za ciebie oczami "wiecie, on już taki po prostu jest, dajcie spokój", bylebyś ze mną został...

    A pamiętasz tę historię z dzbankiem? No dobrze, było w tym nieco mojej winy. Śpieszyłam się, pewnie byłam trochę niedelikatna. Stuknęłam, puknęło, pękło. Drobna rysa, która zmieniła tak wiele. Nawet nie wiesz, jak bliska byłam wtedy rozstania.

Tak. To był trudny moment. Ale jeszcze raz dałam ci szansę, mimo że od tamtej pory niewiele nas już łączyło. Ot, filiżanka zwykłej kawy. Przeważnie wypijana wczesnym popołudniem. Nawet tego mi odmówiłeś. Nawet tyle nie chcesz dla mnie zrobić.

Ja wiem, ty jesteś z tych nowoczesnych pokoleń, dla których dwunastoletni związek to długo. Za długo? To tak, ty i twoi krewniacy, rozumiecie postęp?

Tym razem się poddaję. Nie możemy już być razem. Nie po tym co wydarzyło się dziś w mojej kuchni. Naprawdę mogłeś sobie darować ten spektakularny pokaz niechęci do mnie. To koniec.

    A przecież te dwanaście lat pełne było chwil pięknych. Dobrze nam było razem, musisz przyznać. Może na początku nie do końca cię rozumiałam, ale szybko nauczyłam się ciebie, a ty pokazałeś się z najlepszej strony. Troszczyłam się o ciebie i odwdzięczałeś się jak mogłeś. Byłeś ważną częścią mojego życia.

    Takiego chcę cię zapamiętać - cicho bulgoczącego gdy parzyłeś kawę w dzbanku, gulgającego groźnie przy przelewaniu kawy do filiżanek, albo niepokojąco syczącego przy podgrzewaniu i spienianiu mleka.

Wybaczmy sobie złe momenty, pamietajmy tylko to co najlepsze (najsmaczniejsze). Żegnaj.


Zostanie po tobie puste miejsce na kuchennym blacie, pamięć zaklęta w puszce z kawą, smutek osieroconych filiżanek i nikomu już nie potrzebna, instrukcja obsługi, gdzieś na dnie szuflady

	
	







 

Komentarze

  1. Mistrzyni suspensu jesteś Waćpani! Uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cenny komplement, zwłaszcza, że zwykle dostawałam cięgi za wywalanie kawy na ławę.
      Moje konto google uparcie nie chce mnie połączyć z moim własnym blogiem, ale to ja do Ciebie piszę drogi Anonimie - Eliza V

      Usuń
  2. Ależ umiejętnie stopniujesz napięcie. Przejęłam się, nie zaprzeczam, wesprzeć chciałam w słusznej decyzji rozstania - bo jak można tak się zbiesić - serdecznie pocieszyć, a to nie tyran, a sługa wyeksplatowany do cna! Służył, aż się zużył. Żal. Cześć jego pamięci! 💔🖤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sabbath bloody Sabbath

Nieżycie