Posty

Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek

Obraz
    A więc to już koniec? Powiedziałeś swoje ostatnie słowo? Na razie boli, ale pogodzę się z tym. Przyzwyczaję się do życia bez ciebie. Niech ci się nie wydaje, że jesteś niezastąpiony. Zresztą przeczuwałam to od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że ta chwila zbliża się nieuchronnie.     To było kilka lat temu. Trzy, może cztery? Nabrałam ochoty na małe espresso. Maleńka filiżanka mocnej kawy, nic wielkiego przecież. A jednak nie pozwoliłeś mi go wypić. Ni z tego ni z owego. Nie, bo nie. Mój syn wiedział jak mi na tobie zależy (zresztą, on też cię lubił), próbował jakoś ci to wyperswadować. Stracił na to pół dnia, ale ty nie dałeś się przekonać. Żadnego espresso! Koniec, kropka!     Albo ta sytuacja z końca poprzedniego lata. Ktoś wtedy u nas był, nie pamiętam już kto. Padł pomysł, żeby w ogrodzie wypić cappuccino. Było piękne popołudnie, a my po dobrym obiedzie. To miał być taki deser. I co zrobiłeś? Zepsułeś wszystkim nastrój, a mnie narobiłeś wstydu...

Ależ te liście śmiecą

Obraz
   Palcem jak szpon, artretycznie wykrzywionym, wydłubuje ze ścieżki chwast. Prostuje się, postękując, z czarnej torebki wyciąga ułamany nóż, taki specjalny, dobrze pasujący do ręki. Tak uzbrojona, zapamiętale niszczy, wyrastające spośród białych kamyczków, rozety mniszka. Potem ścierką zgarnia z nagrobnej płyty spadłe liście, jakieś źdźbła, przeciera wygasłe znicze, gładzi wykute litery, układające się w dobrze pamiętane, imiona i daty. Następnie rytuał zapalania, przyniesionych w siatce, parafinowych wkładów. - Długopalące! Całą zgrzewkę kupiłam. Promocja była - mówi, pstrykając czerwoną iskrową zapalniczką. Taki ukłon w stronę nowoczesności.     A wkłady trzeba podzielić tak, żeby starczyło na ten grób i na tamten drugi i jeszcze na ten drugi cmentarz. Ale dzisiaj już tam nie pójdziemy. - Siły nie mam. Może jutro Heniek nas podwiezie. On ma po drodze, jak wraca z pracy.     W autobusie bezsilnie opada na siedzenie, laskę zaczepia o oparcie - Że...

Sabbath bloody Sabbath

Obraz
      Urodził się w niewielkiej walońskiej miejscowości w pobliżu Li è ge. Miał braci i siostry, ale nie zdążył sie z nimi zżyć. Nazwali go Karamba, ale nie zdążył się przyzwyczaić do swojego imienia. Nie zdążył się również zaprzyjaźnić z innymi psami z hodowli, bo śmieszne, kluchowate, białe futrzaki szybko znajdowały nabywców. Trafił się człowiek, który zabrał go do siebie. Nazwał go Falcko. Wtedy to było modne imię dla takich jak on.  Rósł szybko i szybko się uczył. Szybciej niż ludzie, u których mieszkał. Oni nie mieli ochoty uczyć się jego. Zaczął zajmować za dużo miejsca, próbował pokazywać co mu pasuje, czego nie chce, a czego chce. Nie udało się dogadać. Przywieźli go z powrotem do hodowli.  - Nie chcę nawet zwrotu pieniędzy, byleby pani zabrała tego psa. Nie chcę już nigdy o nim słyszeć! - podobno tak jakoś brzmiała ta rozmowa.     Rósł, uczył się od swoich pobratymców, walczył o miejsce dla siebie. Z lekką dysplazją stawów biodrow...

Wyobraź sobie

Obraz
    Wyobraź sobie poranek po nocy pełnej snu bez snów. Wszystko jedno jaki to dzień tygodnia. Budzisz się i się uśmiechasz. Bez szczególnego powodu. Ot tak. Na wszelki wypadek. Wstajesz i , powiedzmy, wyglądasz przez okno. I nadal się uśmiechasz. Może nie jest to jakiś szeroki, radosny banan, ale jednak blisko kącikom twoich ust do pozycji "w górę". Nawet jeśli za oknem syn sąsiadów przeprowadza testy silnika okazyjnie nabytego pojazdu mechanicznego, albo panowie właśnie dowieźli towar do sklepu na rogu i tłuką się skrzynkami, butelkami i czym tam jeszcze, a pies tej z parteru drze pysk, bo irytują go szpaki, bezczelnie spacerujące po trawniku. Ciebie to nie irytuje. Uśmiechasz się.  On ten silnik musi przecież doprowadzić do stanu używalności, oni ten towar wyładować, a pies ... No cóż, pies się nudzi i obszczekuje wszystko co się za oknem rusza. Przynajmniej taką ma psina rozrywkę.      W kuchni na stole brudna filiżanka, cukier rozsypany i okru...

Haker filozof

Obraz
          Nie istnieję. Wniosek ten wysnułam na podstawie powszechnie znanej teorii, że jak cię nie ma w socjal mediach, to w ogóle nie istniejesz.  W mediach (socjal) mnie nie ma, lub prawie nie ma, ergo nie istnieję, lub prawie nie istnieję. Hmm   Jak tak popatrzyłam na podrapane i poobijane ręce, ślady po ugryzieniach jakichś insektów, czy innych wrednych stworzeń, pośliniłam (wiadomo, że to najlepszy sposób) ślady po pokrzywach, wydłubałam drzazgi, kolce, a na koniec ściągnęłam gumiaki ( przy 30 stopniach, utrzymujących się od kilku tygodni, to prawdziwa ulga) i stęknęłam prostując kręgosłup, to doszłam do wniosku, że skoro moje nieistnienie (lub prawie) wiąże się z takim bólem (różnymi bólami nawet), to dziś wieczorem mogę sobie zaistnieć. Bóle nieistnienia zamienić na stary, dobrze znany, ból istnienia. Zaczęłam od Twittera. Potem podejrzałam moich instagramowych ulubieńców, a że na Instagramie zupełnie się nie znam, wysłałam tylko kilk...

W jak porządki

Obraz
      Mówią, że wiosna. Facebook zakwitł magnoliami. A ze mnie zima jakoś wyjść nie chce.  Pokaże się słońce na chwilę, uwiedzie, rozplątuję szalik, okna otwieram. Koperek, myślę, zasieję. I co? Wiatr przychodzi. Mówią, że od oceanu. A może z północy. Solidny wiatr. A z nim chmury i deszcz i ponurość wszelka. Nie wiosenny radosny deszczyk, tylko sążnista ulewa. Zawiązuję szalik, zamykam okna, herbatę robię gorącą. Z cynamonem, cynamon rozgrzewa. Dachy z szarego ardoise błyszczą jak brzuchy śniętych ryb, schody porosły czymś zielonym i śliskim, mech między kępami trawy, mięciutki i dorodny.  Sweter, herbata i chlupot za oknem. Ludzie jacyś tacy pokurczeni, zakapturzeni, nawet już nie uskakują przed wodą, pryskajacą spod kół samochodów. A na południu susza. W jakichś nieszczęsnych wsiach wodę reglamentują. Przydałoby się im tam trochę tutejszego deszczu. Tu nadmiar, tam niedobór - nie ma porządku na świecie. Nie ma porządku w ogrodzie, a i w domu nie ma porządku. ...

Nieuzasadnione poczucie szczęścia

Obraz
    Kupiłam e-booka. Z przygodami, ale udało się. Jak zwykle, nie chciało przyjąć płatności, bo zabezpieczenia, bo error któryś tam, bo aplikację trzeba inną, nową, bo banki się dwa zintegrowały (ten mój z jakimś innym), a ta aplikacja w telefonie, a ten zakup w komputerze, a kod tu, a hasło tam. Cóż, nowoczesność.      Pokonałam nowoczesność, przyjęło, przysłali, wgrałam na Kindel, mam. Zaraz napisałam do autora, że będę czytać, że się cieszę. Nie, żeby prywatnie (głupio jakoś), ale w komentarzu pod postem na Facebooku.     Trochę żałuję, że e-book, bo okładkę widziałam i jest taka właśnie, jak powinna być. Oszczędna, doskonała graficznie (łącznie z liternictwem!), doskonała tematycznie - po prostu ta okładka tej książki. Inna być nie mogła. Layout pewnie też jest świetny i mieć to w rękach, oglądać, dotykać, przekładać kartki, zaglądać na koniec, wracać do początku, byłoby samą przyjemnością. Będzie. Bo na pewno kupię i w papierze. Więc kup...