Nieuchronność, czyli smutek pustych filiżanek
A więc to już koniec? Powiedziałeś swoje ostatnie słowo? Na razie boli, ale pogodzę się z tym. Przyzwyczaję się do życia bez ciebie. Niech ci się nie wydaje, że jesteś niezastąpiony. Zresztą przeczuwałam to od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że ta chwila zbliża się nieuchronnie. To było kilka lat temu. Trzy, może cztery? Nabrałam ochoty na małe espresso. Maleńka filiżanka mocnej kawy, nic wielkiego przecież. A jednak nie pozwoliłeś mi go wypić. Ni z tego ni z owego. Nie, bo nie. Mój syn wiedział jak mi na tobie zależy (zresztą, on też cię lubił), próbował jakoś ci to wyperswadować. Stracił na to pół dnia, ale ty nie dałeś się przekonać. Żadnego espresso! Koniec, kropka! Albo ta sytuacja z końca poprzedniego lata. Ktoś wtedy u nas był, nie pamiętam już kto. Padł pomysł, żeby w ogrodzie wypić cappuccino. Było piękne popołudnie, a my po dobrym obiedzie. To miał być taki deser. I co zrobiłeś? Zepsułeś wszystkim nastrój, a mnie narobiłeś wstydu...