Początek sezonu smuteczków
Wystarczył chłód poranka, przegrzany pociąg, tłok w metrze, potem znów chłód, tym razem wieczorny i proszę- otwieramy sezon: g ardło boli, oczy szczypią i łzawią, z nosem coś bardzo nie w porządku. Jesień. Paryż się porom roku poddaje bardzo specyficznie, bardzo po parysku. Zaczyna się od zapachu. Coś nieuchwytnie zmienia się w woni powietrza i w jego kolorze. No jasne, że powietrze ma kolor. W Paryżu ma kolor lekko szarawy, ale z różnymi domieszkami. Wczoraj było w nim trochę jasnej zieleni i błękitu (takiego chłodnego, jaśniutkiego błękitu), bo dzień był pogodny. No i pachniało umieraniem lata. Ale Paryż to co innego. Tam może być nostalgicznie, dynamicznie, lirycznie, dramatycznie, ale nigdy nie jest smutno. Nawet, jeśli patrzący ma w sobie smutku niezmierzone ilości. Co innego wakacyjne kurorty, małe miasteczka, gdzie co drugi dom to résidence secondaire, albo wioski z campingiem i rybackim pomostem, jako główną atrakcją. Tam wrzesień to sam smutek. Na razi