Posty

Z punktu widzenia nosorożca

Obraz
   Jednym z moich ulubionych dowcipów rysunkowych jest ten z nosorożcem. Od lat krąży w internecie i najprościej byłoby, gdybym go jakoś tu wkleiła, ale ani umiejętności nie te, ani cierpliwość niewystarczająca, żeby go  w głębinach cyberprzestrzeni odnaleźć. To już lepiej opowiem.     Jest pracownia. Atelier artysty. Przy sztalugach siedzi nosorożec i maluje kusząco upozowaną modelkę. Słonicę bodajże.  My widzimy zarówno uwodzicielskie krągłości modelki rozparte na leżance jak i powstające dzieło. A w tle, oparte o ściany, stoją sobie inne, skończone już obrazy nosorożca - artysty. Pejzaże, portrety, scenki rodzajowe. I na każdym z płócien, na środku, albo bardziej z boku, wyżej, albo niżej, widać taki szary stożek. Zalotnie wygięte bioderko słonicy-modelki przesłania na obrazie ten stożek. Zachód słońca nad jeziorem częściowo zakryty stożkiem. Jesień w górach - stożek. Portret antenata ze stożkiem wpół lica. Cóż, jak się jest nosorożcem (nawet artystą) to ten stożek, własny noso-róg,

Dzień dobry

Obraz
           Dzień dobry to jest wtedy, gdy zupę trzeba zrobić. I jeszcze kota nakarmić. Z dzieckiem przy lekcjach posiedzieć, bo dzieci teraz to Po chleb wyskoczyć, zanim zamkną, na rano, żeby starczyło. Z sąsiadką pod sklepem postać nie za długo, bo jeszcze pralkę włączyć, a pogoda do niczego, to nie schnie.  Ta z trzeciego okna znowu myje. U mnie brudne, aż wstyd. W sobotę może zdążę. A prasowania sterta, nie wyrabia się człowiek. Tylko patrzeć jak wieczór. Telewizor ryczy, prądu szkoda. Zupę odgrzać. Kotu daj, nie widzisz, że się kręci. U sąsiadów awantura znowu. Drzwi zamknąłeś? No popatrz, znowu leje. Daj ten płaszcz, guzik trzeba przyszyć, jak pójdziesz bez guzika, jeszcze z przodu. Po ciemku, to ja nie bardzo widzę. Tę lampkę byś dał tu bliżej. Telewizor ścisz, niech nie ryczy. Lekcje zrobiłaś? Tylko nie siedź za długo.  Popatrz, jak to leje, a mówili, że Kotu nie dawaj, ja już dałam. Jedz, jedz, zupy na jutro starczy

Taki mamy klimat

Obraz
         No i właściwie, po tym tytule i zdjęciu, mogłabym już wyłączyć komputer. Ewentualnie dorzucić jeszcze jedno zdjęcie.      Ostatnio przeglądałam stare wpisy na blogu i wyszło mi, że najczęściej piszę o pogodzie. Na drugim miejscu ex aequo pies i Olovski. Reszta właściwie jest nie do sklasyfikowania. Jakoś tak o niczym. Wstyd trochę. Gdzie ten dziennikarski pazur, społeczne zaangażowanie, zamiłowanie do polemiki, publicystyczne zacięcie i inne takie? Ano, chyba na emeryturze. Nie wiem, czy zasłużonej, ale na pewno dobrowolnej i długotrwałej. Po co innym chleb odbierać, skoro codziennie, bez problemu (wystarczy się podłączyć do internetu) spotkać się człowiek może z nieograniczoną ilością autorytetów i znawców w dowolnej dziedzinie. Znawcy się rozpisują, argumentują zajadle i (najczęściej) wykrzykują swoje racje. Ci co w kontrze, protestują, wyśmiewają, argumentują wykrzykując i tak w kółko. A na koniec (ktoś to genialnie wymyślił) jest ban, obraza, święte (albo i nie) oburzenie,

Coś mnie znika

Obraz
                 To trwa dobrych parę miesięcy. A jak się tak zastanowić, to będzie ze dwa lata. I jak to często bywa, pierwsze objawy zlekceważyłam. Reagowałam typowo francuskim wzruszeniem ramion i tym "bah" z przeciągniętym "aaa". Ale to się ciągle powtarza. I powtarza, i powtarza. I zaczyna niepokoić. Myślicie, że mnie całkiem zniknie? No bo tak.      Zabierają śmieci. Przed domami powystawiane kubły. Te z żółtym deklem na plastik i papier, z czarnym na te zwykłe (gdzieniegdzie zwane "mieszanymi"). Kubły wystawiamy wieczorem, bo śmieciara jeździ bardzo wcześnie, tak między czwartą, a piątą rano. Rano kawa, itp., potem pies na siusiu, ja po kubeł. Pełny! Widzę sąsiad swój zabiera. Wymieniamy bążury, pytam. - Pana pusty? - Pusty. Czemu by nie? Ano właśnie nie wiem. Bo mój ominęli. Tego sąsiada z drugiej strony też, z przeproszeniem, wypróżnili. Tylko mój został.      Albo z tą pocztą (było o tym w poprzednim wpisie). Dotarła właśnie jedna z przesyłek i t

Gdybyż

Obraz
      Gdybyż dzieciństwa naiwności nie utracić, cieszyłby się człowiek z zimy (a pewnie i z jesieni, wiosny i lata). A tak, cóż. W dorosłości o rachunkach za prąd, o warunkach na drodze, o grasujących wirusach i depresjach, brakiem światła spowodowanych, raczej się myśli, niż o sankach, bałwankach, choinkach.      Społecznościowomedialna rzeczywistość błyska od światełek, girlandek, oszronionych gałązek, razi w oczy bielą obrusów, ogłusza trzaskającymi polanami w kominkach i mocno trąci zapachem pierników, pieczystego, albo jakimś tam innym (bo może vegańsko, bezglutenowo, z azjatycka, czy jeszcze inaczej?). Tak fajnie dziecięco. Zupełnie jakby w tym okresie tę przestrzeń zajmowały nieuleczalnie radosne małolaty.  A tak realnie? Rozmowa pierwsza: - No i jak tam po świętach? - A daj spokój! Ledwo żyję. - Dzieci były? - No były, były. Mały się czymś zatruł. Na ostry dyżur musieliśmy jechać. Ojca tylko z nim wpuścili, bo kowid, a my z Tereską w samochodzie, pod szpitalem, tylko SMS-y odbi

Spacer po premierze

Obraz
 Cześć. Co robisz? Bo ja to jakoś tak, nic szczególnego.   Z psem byłam na spacerze. Coraz krótsze te spacery ( bo on coraz starszy i sił ma coraz mniej) i coraz wcześniejsze, bo dzień krótki, a wychodzimy zanim się ściemni. Trochę obydwoje niedowidzimy, więc w błocku się ciaptać po zmroku, nie ma sensu. Spotkaliśmy panią z pieskiem, ale z psiej przyjaźni nic nie wyszło, bo właścicielka uznała, że jej maleństwo boi się dużych psów. Maleństwo wyrywało się do mojego z radosnym merdaniem ogona, mój schylił się, żeby buzi-buzi było możliwe, ale pańcia zrobiła w tym momencie efektowne ziuuuuuup i psina podciągnięta smyczą zawisła tuż nad nosem mojego, rozpaczliwie przebierając w powietrzu łapami. Mój się zdziwił (nieczęsto jest mu dane takie widoki podziwiać), odstąpił ze dwa kroki i patrzy. Ja bym nawet już poszła, ale on się zaparł, bo przecież tu kolega przywitać się chciał, a człowiek jakieś dziwności z nim wyczynia. Może trzeba będzie bronić, czy coś? Ten mały zachowywał się jak dorodn

Jeszcze krócej

Obraz
  Chciałoby się coś nowego? Coś ciekawego? Otóż nic takiego nie będzie, bo nie może być. Listopad, najjesienniejszy miesiąc w roku, nie obfituje w nowości, radosne wydarzenia, dynamiczne zmiany. Obfituje za to w mgły, deszcze i typowe dla siebie ponurości. Najlepszy sposób na listopad - dużo roboty. U mnie się sprawdza. Co tam się dzieje za oknem robi się mniej ważne, bo nie specjalnie jest czas przez to okno spoglądać. No może czasami, dla odpoczynku. A wtedy niech sobie tam ciapie, chlapie i wieje. A co tam. Gość czasami jakiś się przypląta, trochę świeżości wniesie, ploteczki ze świata opowie. A te ploteczki bardziej ostatnio smętne niż pikantne. Znak czasów. Na stronie Wydawnictwa Oficynka szalona promocja ( www.oficynka.pl ). Olovskiego za 19 złotych można kupić i to jest ten sympatyczny listopadowy akcent. Promocja dotyczy oczywiście nie tylko książki Elizy Veinard, ale wszystkich chyba kryminałów, wydanych przez gdańskie wydawnictwo. To jest według mnie świetny sposób na świąte