Posty

Sabbath bloody Sabbath

Obraz
      Urodził się w niewielkiej walońskiej miejscowości w pobliżu Li è ge. Miał braci i siostry, ale nie zdążył sie z nimi zżyć. Nazwali go Karamba, ale nie zdążył się przyzwyczaić do swojego imienia. Nie zdążył się również zaprzyjaźnić z innymi psami z hodowli, bo śmieszne, kluchowate, białe futrzaki szybko znajdowały nabywców. Trafił się człowiek, który zabrał go do siebie. Nazwał go Falcko. Wtedy to było modne imię dla takich jak on.  Rósł szybko i szybko się uczył. Szybciej niż ludzie, u których mieszkał. Oni nie mieli ochoty uczyć się jego. Zaczął zajmować za dużo miejsca, próbował pokazywać co mu pasuje, czego nie chce, a czego chce. Nie udało się dogadać. Przywieźli go z powrotem do hodowli.  - Nie chcę nawet zwrotu pieniędzy, byleby pani zabrała tego psa. Nie chcę już nigdy o nim słyszeć! - podobno tak jakoś brzmiała ta rozmowa.     Rósł, uczył się od swoich pobratymców, walczył o miejsce dla siebie. Z lekką dysplazją stawów biodrowych nie nadawał się na reproduktora, więc in

Wyobraź sobie

Obraz
    Wyobraź sobie poranek po nocy pełnej snu bez snów. Wszystko jedno jaki to dzień tygodnia. Budzisz się i się uśmiechasz. Bez szczególnego powodu. Ot tak. Na wszelki wypadek. Wstajesz i , powiedzmy, wyglądasz przez okno. I nadal się uśmiechasz. Może nie jest to jakiś szeroki, radosny banan, ale jednak blisko kącikom twoich ust do pozycji "w górę". Nawet jeśli za oknem syn sąsiadów przeprowadza testy silnika okazyjnie nabytego pojazdu mechanicznego, albo panowie właśnie dowieźli towar do sklepu na rogu i tłuką się skrzynkami, butelkami i czym tam jeszcze, a pies tej z parteru drze pysk, bo irytują go szpaki, bezczelnie spacerujące po trawniku. Ciebie to nie irytuje. Uśmiechasz się.  On ten silnik musi przecież doprowadzić do stanu używalności, oni ten towar wyładować, a pies ... No cóż, pies się nudzi i obszczekuje wszystko co się za oknem rusza. Przynajmniej taką ma psina rozrywkę.      W kuchni na stole brudna filiżanka, cukier rozsypany i okruchy. Nic nie szkodzi. Śpieszy

Haker filozof

Obraz
          Nie istnieję. Wniosek ten wysnułam na podstawie powszechnie znanej teorii, że jak cię nie ma w socjal mediach, to w ogóle nie istniejesz.  W mediach (socjal) mnie nie ma, lub prawie nie ma, ergo nie istnieję, lub prawie nie istnieję. Hmm   Jak tak popatrzyłam na podrapane i poobijane ręce, ślady po ugryzieniach jakichś insektów, czy innych wrednych stworzeń, pośliniłam (wiadomo, że to najlepszy sposób) ślady po pokrzywach, wydłubałam drzazgi, kolce, a na koniec ściągnęłam gumiaki ( przy 30 stopniach, utrzymujących się od kilku tygodni, to prawdziwa ulga) i stęknęłam prostując kręgosłup, to doszłam do wniosku, że skoro moje nieistnienie (lub prawie) wiąże się z takim bólem (różnymi bólami nawet), to dziś wieczorem mogę sobie zaistnieć. Bóle nieistnienia zamienić na stary, dobrze znany, ból istnienia. Zaczęłam od Twittera. Potem podejrzałam moich instagramowych ulubieńców, a że na Instagramie zupełnie się nie znam, wysłałam tylko kilka serduszek, bo na tym się  moje umiejętnośc

W jak porządki

Obraz
      Mówią, że wiosna. Facebook zakwitł magnoliami. A ze mnie zima jakoś wyjść nie chce.  Pokaże się słońce na chwilę, uwiedzie, rozplątuję szalik, okna otwieram. Koperek, myślę, zasieję. I co? Wiatr przychodzi. Mówią, że od oceanu. A może z północy. Solidny wiatr. A z nim chmury i deszcz i ponurość wszelka. Nie wiosenny radosny deszczyk, tylko sążnista ulewa. Zawiązuję szalik, zamykam okna, herbatę robię gorącą. Z cynamonem, cynamon rozgrzewa. Dachy z szarego ardoise błyszczą jak brzuchy śniętych ryb, schody porosły czymś zielonym i śliskim, mech między kępami trawy, mięciutki i dorodny.  Sweter, herbata i chlupot za oknem. Ludzie jacyś tacy pokurczeni, zakapturzeni, nawet już nie uskakują przed wodą, pryskajacą spod kół samochodów. A na południu susza. W jakichś nieszczęsnych wsiach wodę reglamentują. Przydałoby się im tam trochę tutejszego deszczu. Tu nadmiar, tam niedobór - nie ma porządku na świecie. Nie ma porządku w ogrodzie, a i w domu nie ma porządku. Szyby zachlapane, kurz p

Nieuzasadnione poczucie szczęścia

Obraz
    Kupiłam e-booka. Z przygodami, ale udało się. Jak zwykle, nie chciało przyjąć płatności, bo zabezpieczenia, bo error któryś tam, bo aplikację trzeba inną, nową, bo banki się dwa zintegrowały (ten mój z jakimś innym), a ta aplikacja w telefonie, a ten zakup w komputerze, a kod tu, a hasło tam. Cóż, nowoczesność.      Pokonałam nowoczesność, przyjęło, przysłali, wgrałam na Kindel, mam. Zaraz napisałam do autora, że będę czytać, że się cieszę. Nie, żeby prywatnie (głupio jakoś), ale w komentarzu pod postem na Facebooku.     Trochę żałuję, że e-book, bo okładkę widziałam i jest taka właśnie, jak powinna być. Oszczędna, doskonała graficznie (łącznie z liternictwem!), doskonała tematycznie - po prostu ta okładka tej książki. Inna być nie mogła. Layout pewnie też jest świetny i mieć to w rękach, oglądać, dotykać, przekładać kartki, zaglądać na koniec, wracać do początku, byłoby samą przyjemnością. Będzie. Bo na pewno kupię i w papierze. Więc kupiłam i czytam. Z tym "więc" to tak

NIE/STWORZONA HISTORIA

Obraz
 Dzień dobry No cóż. Dziękuję za uwagę.

Dyskretni dostarczyciele szczęśliwości

Obraz
  Zacznę od pogody, bo to zawsze i elegancko i bezpiecznie. Pogoda zatem jest zmienna. Szybkozmienna powiedziałabym nawet. Wczoraj huraganowe podmuchy wiatru, chmury, deszcz, albo inny jakiś opad, jeszcze mniej sympatyczny, a dziś, proszę - słońce, błękitne niebo, rześki chłodek. Coś tam dmuchnie czasami, ale to nie to, co w minionym tygodniu. Tyle, że jutro znowu ma być paskudnie. Marzec po prostu. Na takie zmiany pogody, starsze panie reagują okolicznościową migreną, wzmożoną sennością, a co najmniej nieuzasadnionym spadkiem nastroju. Ja poszłam na całość. Od trzech dni migrena, wczoraj senność, dziś spadek nastroju. Jak szaleć to szaleć. Budziłam się niechętnie, spod zaklejonych powiek usiłując ocenić dzisiejsze wydanie świata. Wyszło, że poprawione i po solidnej korekcie, tzn.: okiennicami nie łomocze, słońce, za oknem nic nie chlupie.  Po pierwszej kawie (z mlekiem), popijanej jeszcze w łóżku, można się już do mnie odzywać, chociaż nadal na własne ryzyko. Tyle, że dziś odzywać się